środa, 8 czerwca 2016

Czarny bez

Czarny bez, Bez lekarski, Hyćka, Bzowina- Sambucus nigra


Ciekawostki:

-to jedna z najstarszych roślin leczniczych

-w kulturze europejskiej zapisał się jako siedlisko demonów

-w wigilię św. Jana przystrajano jego gałęziami domostwa by uchronić je przed czarami, zarazą i pożarem

-występuje w herbie i na fladze czeskiej wsi Kryštofovo Údolí

-gąbczasty rdzeń stosowano w zegarmistrzostwie jako czyściwo

-dawniej kwiatów używano by pobudzić laktacje u kobiet karmiących

-wywar z pędów stosuje sie do ekologicznego zwalczania kretów, norników, mszyc, rolnic i bielinka kapustnika

-podstawowy składnik włoskiego likieru Sambuca

Właściwości lecznicze wykazują: kwiaty, dojrzałe owoce, kora, korzenie i liście.


KWIATY

Zastosowanie: przy przeziębieniach
"Szampan"
Syrop
Napar:
Kwiatostany zbieramy w suche dni wybierając te baldachy w których cześć kwiatów jest jeszcze nierozwinięta. Kwiatostany ścinamy, nie zrywamy i delikatnie układamy w koszu. Szypułki usuwamy dopiero po wysuszeniu.
Przy przeziębieniach, chorobach reumatycznych,

A tak wiedźma rozumie "suche, przewiewne miejsce"

OWOCE
Powiedziano mi na studiach że owoce Czarnego bzu są trujące na surowo...  Na forach też piszą, że silnie trujący, i że można zbierać tylko ten na czerwonych łodyżkach... Nie jedzcie surowego! Pamiętajcie! Kto jeśli nie Wy będzie tak wytrwale nadawał sens mym eksperymentom?  Ostatecznie i tak smakuje obrzydliwie... Zanim mi powiedzieli, że trujący, jako dziecko zjadłam... Teraz mi wstyd. Co za tym idzie owoców nie ruszam. Kwiaty mi wystarczają;/ Więc zgodnie z założeniem bloga- nie opiszę czegoś czego sama nie używam.

"SZAMPAN"
Zrywam całe wiadro kwiatostanów czarnego bzu. Przekładam do największego w domu, wyparzonego wcześniej gara, zalewam na ok dobę przestudzoną przegotowaną wodą. [można dodać pokrojonej w plastry cytryny] Następnego dnia przecedzam ten "zacier" do gąsiorów na wino. Dodaję cukru lub miodu, zależnie od tego co mi wpadnie pod rękę. No i czekam ;p

Wrotycz na mszycę

Wybaczcie mi bo zgrzeszyłam- rzekłabym gdyby pojęcie "grzechu" w jaki sposób do mnie przemawiało. Jednak pozwalając by ma wiara podupadła, dopuściłam się czynu, za który koniecznie muszę wystawić swą osobę na publiczny lincz!!!
Pamiętacie, że jakiś czas temu pisałam o planowanym przetestowaniu oprysku z Wrotyczy? No i nastał ten czas, gdy mszyca przypuściła zmasowany atak na Pipidówę. 



W pierwszym odruchu [i z nawyku unikania chemii] zalałam wrzątkiem garść wspomnianego ziela, przestudziłam, po czym z braku opryskiwacza [kropidła raczej tez nie posiadam] ochlapałam dłonią ulegające przeważającym siłom wroga róże. I do tego momentu miałam poczucie dumy, konsekwencji i wiary w to co robię.

Zdarzenie miało miejsce 5 dni temu. Niestety dziś wiedźma zmuszona była wybrać się do miasta, wszak bywa że listowy woli wypisać awizo niż zapukać;p A w mieście jak to w mieście, czają się pokusy. No i uległa wiedźma, nabywając drogą kupna-sprzedaży preparat na te małe paskudztwa. Przy okazji wysłuchując opowieści   ekspedientki, której teść walczył z mszycami opryskiem z pokrzywy, a na koniec musiał i tak przeprosić się z chemią...
Faktycznie, opryski z pokrzywy również w mej pamięci zapisały się wielkim rozczarowaniem. 
Wracam oto na Pipidówę. Obracam w palcach nabyty oprysk, nadal bez przekonania. Dokonuję ostatnich oględzin i...



Kojarzycie trollujące posty "sprzedam opony do opla"? No to jakby ktoś potrzebował to sprzedam oprysk, chociaż na co Wam on, skoro jest wrotycz? 

<3