niedziela, 17 lipca 2016

Kocanki piaskowe (Helichrysum arenarium)

W dzisiejszym poście chciałabym przyjrzeć się bliżej Kocankom piaskowym.
Jej ludowa nazwa to nieśmiertelnik żółty, suchołuska, słomianka, kocio łapka, radostka, suchokwiat, suchodołek.
Na początek bezsprzecznie istotna informacja: roślina ta podlega w Polsce częściowej ochronie gatunkowej. Jakaż tego płynie dygresja? Mianowicie taka, ze nie wolno zbierać jej kwiatów ze stanowisk dzikich. To tyle w kwestiach formalnych.
Całe życie marzyłam o ogrodzie, w którym miejsce egzotycznych kwiatów przejmą równie piękne, a przy tym pożyteczne "chwasty". Na studiach (tak, tak, ogrody to nie tylko moje hobby) poznałam definicje "chwasta". Wiecie jak brzmi? Chwast to roślina niepożądana w uprawie. Odtąd wiem, że na Pipidówie nie znajdziecie wielu chwastów. Znajdziecie natomiast Kocanki <3

Ale do rzeczy. Pierwszą cechą za którą pokochałam to ziele jest możliwość tworzenia z nich suchych bukietów.


Zastosowanie:
Ze względu na to, że dostępne na rynku ziela pochodzą z upraw, również większość opracowań na jakie trafiam pochodzi od farmaceutów. Ale niech będzie. Najmniej skuteczną formą jest napar. Najlepiej skonsultować się z lekarzem przed zastosowaniem. Czyli w sumie podobnie jak przy każdym wcześniejszym kwiatku. Dla zasady uprzedzam, a teraz ruszamy z koksem :)

Odwar stosuje się przy schorzeniach wątroby, zaburzeniach trawienia, braku apetytu, reumatyzmie oraz dla uzyskania efektu przeczyszczającego i moczopędnego.
Olej z kocanki ma działanie bakteriobójcze.
Problemy skórne. (wyciągi olejowe)
Bóle gardła.

Autor jednego z przejrzanych przeze mnie blogów zaleca kuracje olejowe trwające tydzień powtarzać nie częściej niż raz na kwartał. Nie będę tu plagiatować jego treści. Uczciwie podzielę się linkiem, wszak za darmową reklamę pan doktor raczej się nie pogniewa.

http://rozanski.li/295/kocanki-jeszcze-kwitna-helichrysum-flos-helichrysi-flores-stoechados-w-fitoterapii/



Ciekawostki:
Jest żywicielką larw motyla rusałki osetnik.
Z jej kwiatów pozyskiwano dawniej barwnik.
Kwiat kocanki można zaparzać mlekiem z miodem, lepiej ekstrahującym składniki czynne.
Nazwa rodzajowa pochodzi od greckich helios- słońce i chrysos-złoto. Nawiązuje do barwy kwiatów. Nazwa gatunkowa pochodzi z łaciny i oznacza rosnący na piaskach.
Powiadają, że umieszczona w szafie odstrasza mole.

wtorek, 5 lipca 2016

Rozmaryn

Poza naparami na zimową porę Wiedźma ochoczo kolekcjonuje również aromatyczne przyprawy. Tym większa jest jej radość gdy rusza z ziołowymi żniwami <3 Dziś cała ruina na Pipidówie utonęła w ulatniającym się z świeżo ściętych gałązek olejku rozmarynowego. Skoro już zanurzyłam się w nim po uszy, może kilka ciekawostek?


-powstrzymuje procesy starzenia
[hmmm, może w takim razie zamiast dodawać do ryby winnam wypchać nim poduszki?] Wyczytałam, że należy wymieszać go z miętą i zastosować bezpośrednio na skórę. Efekt podobno natychmiastowy. A ja zastanawiam się jedynie czy mieszać rozmaryn z miętą wygodniej będzie łyżką czy widelcem?

-właściwości łagodzące i przeciwzapalne, zastosowanie: masaż przesilonych mięśni i urazów, kąpiele.
[ I od tego testy rozpocznę, bo jestem aktualnie na stosownym etapie dość przykrej kontuzji. Nie, nie planowałam ]

-działanie odkażające i antybiotyczne. Podobno można stosować na rany co przyspiesza gojenie i redukuje blizny. Zupełnym przypadkiem tę tezę również będę w stanie na bieżąco zweryfikować ;(

-Rozrzucano go w salach sądowych, jako ochronę przed gorączką więzienną. [że niby dur brzuszny?]

-Łodyga może służyć jako szpikulec do szaszłyków. Nadaje im zapach i smak.

-Można stosować jako/ dodawać do szamponu

-Dodany do pasty do zębów eliminuje brzydki zapach z ust

-Inhalacje na przetkany nosek

-Był uznawany za symbol wiernej miłości

-Zamrożony jest oczywiście lepszy od suszonego. Niestety mam zbyt małą zamrażarkę ;p

-Gałązka umieszczona między ubraniami podobno odstrasza mole

-Był używany jako konserwant mięs

-no i moje ulubione- aromaterapia: poprawia nastrój, poprawia pamięć, dodaje energii, redukuje stres
Źródła jak źródła, zwykle miotają się pomiędzy sceptycyzmem a hurraoptymizmem, ale jako wesoły wątek wspomnę również, że leczy łysienie i depresję. Hmmm... Może chandrę, ale depresję? To chyba mniej więcej tak jakby leczyć grypę paracetamolem;p [to tylko taka aluzja by nie mylić przeziębienia z grypą;p]




Jako, że nie dysponuję destylowanym olejkiem rozmarynowym, a jednocześnie wychodzę z założenia że przecież gdzieś w tych listkach musi się kryć, zgodnie ze swym zwyczajem testowania dokonałam po swojemu. Mianowicie:
Z braku szlachetnych olejów jako nośnika użyłam wody. Zimnej. Przegotowanej. Jako druga opcję miałam tylko wódkę. Kto wie, może innym razem? [do butelki z wódką dorzuciłam jedynie kilka posiekanych drobno gałązek. Jaki miałam w tym cel? Nie wiem. Zaspokojenie ciekawości. Jak się zrobi to wymyślę dla niej jakieś zastosowanie.]
Wrzuciłam do blendera miętę i rozmaryn, dolałam odrobinę wody.
Powstała papka o kolorze i konsystencji zbliżonej do tego czym karmicie swoje zwierzaki, mniej więcej w momencie gdy opuszcza układ pokarmowy tych właśnie zwierzaków. Nie ma tu znaczenia, którym końcem go opuszcza.
Nie było łatwo kontynuować eksperyment, ale poddać się w pół drogi? Miałam jedynie nadzieję, że na skórze nie wyrośnie mi paprotka. 
Odsączyłam płyn od gęstej masy.
Masę zastosowałam jako 15 minutowy kompres na opuchnięta i obolałą stopę. Płynem przemyłam twarz [po peelingu] i dłonie. A no tak, nie powstrzymałam się również od przepłukania nim jamy ustnej. 

Efekty:
Z buzi pachnie nie najgorzej, ale smak pozostawia wiele do życzenia.
Nie wiem czy moja twarz od razu wygląda na dekadę młodszą, ale bez wątpienia skóra jest miękka, i bez efektu ściągnięcia.
Dłonie bez zmian.
Stopa: ładnie pachnie, podeszwa stała się mięciutka, trudno stwierdzić wpływ na obrzęk.