piątek, 30 grudnia 2016

Rok 2016


Kochane moje Robaczki <3

Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie dobiegający końca rok 2016 obfitował w zmiany... Czas na jego ostateczne podsumowanie:
Zaczął się może niezbyt obiecująco, od braku pieniędzy nawet na jedzenie, ale gdyby nie ta ekstremalna sytuacja, zapewne nie odkurzałabym wiedzy moich przodków i nie powstałaby wiedźma na swoim...




Poprowadziłam pierwszy wykład typu "wykład" [a nie zwyczajowe zajęcia w terenie] w temacie ziółek, i przetrwałam. [dotychczas tylko raz występowałam z autorską prezentacją na temat wierzeń słowiańskich, ale na studiach to się nie liczy ;p ]

Po niespełna dekadzie wydałam swą pierwszą wymarzona książkę "Silentium sacrum, czyli nie mów nikomu...", z której sprzedaży bez wątpienia zgarnę krocie <3
[jeśli podwoje dotychczasową sprzedaż wersji elektronicznej to z tantiem będę w stanie kupić paczkę dobrych papierosów, więc gra warta świeczki ;p Na szczęście połowa nakładu drukowanego już się rozeszła <3 ] Chyba lepiej, by drugi tom opowieści ekonomiczniej będzie pozostawić w szufladzie...

Rok 2016 był tez pierwszym w mym dorosłym życiu, w trakcie którego nie opuściłam granic Polski... A nie, przecież przez godzinę siedziałam w schronisku w Czechach... Może za rok wreszcie dotrę do Gaudiego???

Dwukrotnie wzywałam strażaków do pilnej interwencji:
-po raz pierwszy do powodzi w piwnicy, gdy oto dowiedziałam się, że jeśli opona wystaje z wody to wcale nie musi oznaczać, że jest płytko. Może to równie dobrze sugerować, że opona jest napompowana... Okazało się też, że w sytuacji kryzysowej nawet zupełnie nieznani wiedźmie ludzie byli gotowi się zmobilizować i zaopatrzeni w kalosze i wszelkiego typu narzędzia do oczyszczania przybyć tłumnie celem ratowania Pipidówy. Kocham Was za to, że jesteście <3
-drugi raz do usunięcia szerszeni z poddasza, bijąc kontrowersyjny rekord... 18 gniazd na raz, ale nasi strażacy lubią wyzwania [środek na owady musieli po całym powiecie szukać, bo na taka akcję zapasów nie było ;p]

Zupełnie przypadkiem trafiłam do pracy na etacie, gdzie posiedzę zapewne przynajmniej do wiosny, chyba że gotowanie nocami mnie przerośnie... Nadal nie znalazłam fachowca, który od słów przeszedłby do czynów... Ograniczyłam poniżej paczki dziennie...

Pierwszy raz też udzieliłam wywiadu jako wiedźma... Wywiad pojawi się z początkiem 2017 roku... 


Zdrowia w Nowym Roku 2017 moi Kochani!

czwartek, 22 grudnia 2016

Warsztaty zbierackie



Pytacie jak tam moje wrażenia po wykładzie? Czy dałam radę? Czy się nie rozpłakałam i nie uciekłam? Może i nie pytacie, ale i tak Wam opowiem ;p


Z zabawnych mniej lub bardziej anegdotek... Dzień wcześniej otrzymałam zawiadomienie od tego samego Uniwersytetu o skreśleniu mnie z listy jego studentów... No cóż, jak widać długo bez niego nie wytrzymałam, wszak to ma ukochana Alma Mater <3 Oczywiście ubolewam nad tym, że rozczarowałam swoich wykładowców, mam nadzieję, że studenci nie mieli wobec mnie równie wysokich oczekiwań lub  przynajmniej, że im przynajmniej sprostałam.

Oczywiście, z wykładu nie uciekłam, gdyż nie mam więzadeł... Nie rozpłakałam się również... Byłam zatem chyba największym zdziwionym dnia. Ale ostatecznie nie jest to pierwsza sytuacja, gdy w obliczu zadania, które zdecydowanie mnie przerasta, beztrosko biorę się do jego realizacji. 

Obawy, że po pół godziny wyczerpię temat okazały się przesadzone, gdyż po godzinie dotarłam zaledwie do połowy zaplanowanego materiału, ale tak chyba bywa, gdy do prezentacji wrzuca się prawie same zdjęcia, dla zachowania kolejności. 

Czego się nauczyłam? Przede wszystkim w przyszłości muszę dokonać podziału na osobne opowieści z botaniki oraz dendrologii, w przeciwnym razie mogę nie skończyć do wieczora. Po wtóre jeśli w okresie świątecznym mój wysłużony dziadzio laptop nie rozleniwi się przesadnie, może zdołam wreszcie wykreować kilka pełnowymiarowych wykładów z poszczególnych kategorii - rozważałam podzielić rośliny zgodnie z właściwościami, jednak ostatecznie postanowiłam przyporządkować je porom roku, w których możemy korzystać z ich dobrodziejstw, co uczyni z nich doskonałą bazę pod zajęcia w terenie. 




Z początkiem Wiosny najpewniej ponownie ruszę z warsztatami zielarskimi, gdyż mimo wszystko, naturalnym środowiskiem bytowania wiedźmy na zawsze pozostaje las. Poza tym po co opowiadać rozwlekle o tym, że wszystko smakuje "podobnie jak szpinak" [najczęstsze porównanie z opracowań ] skoro sama uważam, że smakuje podobnie do szparagów, a o wiele łatwiej zerwać omawiane ziółko i dać słuchaczom do samodzielnej oceny?




Gdyby jednak kogoś naszła ochota na dziki, leśny kompot na miodku w przerwie świątecznej, to piszcie śmiało. I tak planuję wyjście w teren. Tylko ubierzcie się ciepło! Aby go przygotować będzie trzeba nazbierać chrustu <3

niedziela, 4 grudnia 2016

Sałatka z buraczków i kapusty



Zeszyt z przepisami mojej mamusi doczekał się stosownej oprawy. Jak się Wam podoba taka okładka? Ale żeby nie oceniać książki po okładce, dziś jeden z przepisów na moją ulubioną słoikową sałatkę do niedzielnego obiadu.
Sałatka z buraczków i kapusty. 
2kg kapusty - poszatkować i dodać 2 łyżki soli
2kg buraczków -ugotować, zetrzeć na grubej tarce i dodać 2 łyżeczki soli 
250g cebuli pokrojonej w kostkę


Zalewa: 
1 szklanka octu 
2 szklanki wody 
1 szklanka cukru 
Zalewy NIE gotować!

Kapustę, buraczki i cebulę wymieszać z 2 łyżkami oliwy zalać. 
Odstawić do zmożenia. 
Pasteryzować 15 minut. 
Smacznego

środa, 23 listopada 2016

Podsumowanie

No i dotarłam do kresu swego doświadczenia. Nadal będę testować nowe rośliny i dzielić się z Wami efektami tych prób, jednak lokalne zasoby wystarczą już jedynie jako urozmaicające kuchnię dodatki. Gdybym znajdowała się w sytuacji walki o przetrwanie, może zdołałabym nie umrzeć z głodu, ale byłaby to już walka dramatyczna. Po 8 miesiącach eksploatacji okolicznych dzikich terenów i własnego ogrodu powracam do zakupów spożywczych w pełnym wymiarze.
Był to doskonały sprawdzian woli, w efekcie którego straciłam kompletnie wcześniejsze poczucie, że bez mięsa i cukru nie da się nie zwariować. Nie miewam już apetytów na żadne dania typu fast food, a wręcz zaczęłam pałac do nich odrazą. To ciekawy efekt. spodziewałam się bowiem raczej odwrotnych tendencji.
W ogólnym podsumowaniu całości eksperymentu:
-nie schudłam ani nie przytyłam ani kilograma
-nie czuję się osłabiona, ani ociężała
-ani raz nie czułam że mi brzucha wydęło ;p
-polubiłam dania jednoskładnikowe
W przyszłym roku bez wątpienia wiele przetestowanych w minionym sezonie smaków na stałe zagości w mej kuchni.
Mam nadzieję, że kibicowanie mym zmaganiom sprawiło Wam radość i zachęciło do własnych eksperymentów.
Byliście fantastyczną publicznością za co Was szczerze uwielbiam <3

Wasza Wiedźma


sobota, 19 listopada 2016

Kasza perłowa z sosem czosnkowo-koperkowym



Nie ma zdjęcia obiadu, ale mam zastępcze zdjęcie głodomora ;p
Dziś w menu kasza perłowa z sosem czosnkowo-koperkowym
Składniki:

-kilka ząbków czosnku
-olej [ja wybrałam z orzeszków ziemnych]
-masło
-wuchta koperku
-śmietana
-sól
-mąka

Pokrojony drobno czosnek podsmażamy na odrobinie oleju. Gdy się zarumieni dorzucamy solidny kawał masła. Gdy masło się rozpuści dosypujemy łyżkę mąki. Zasmażamy.
Dorzucamy koperek [im więcej tym lepiej] a na koniec wszystko podlewamy śmietaną. Solimy wg uznania.
Zanim to wszystko się dokona, kasza w sąsiednim garnku powinna być gotowa :)

Smacznego ;p


niedziela, 6 listopada 2016

Spełniamy wiedźmowe marzenia

Wraz z nadciągającym końcem roku wiedźmę wzięło na podsumowania. Nie tylko kulinarne ale przede wszystkim rozliczenie z własnymi ambicjami...
Wiedźma nie jest w tym nastroju osamotniona, chociaż to własnie ten czas, gdy w jesiennej melancholii odkrywa na nowo, że w kwestii wyznaczonych życiowych celów, jakby odstaje od normy.
Ile kosztuje spełnienie życiowego marzenia? Setki? Tysiące? Miliony?
Ja usłyszałam niedawno, że moja marzenia są głupie. Do tej pory nie wiedziałam, że marzenia mogą być mądre. Serio. Miałam kiedyś kumpla, który za życiowy cel obrał obejrzenie wszystkich odcinków "Mody na sukces". Nie wiem czy cel zrealizował, ale dawało mu to sporo radości.
W minionych latach marzenia miewałam różne. Kiedyś zapragnęłam zwiedzić Europę... Nie, żeby od razu całą, ale w ratach. Każda z tych rat kosztowała 30 euro. Szabrowałam owoce i kolby kukurydzy. Spałam niemal w każdych warunkach. Warto było.
A skoro Europa już zwiedzona to jakiż plan mogłam obrać w kolejnym roku? Ten był długoterminowy. Przed trzydziestką wydać książkę.

Wszystko wskazuje, że na 2017 rok nie mam już czego planować ;p




#Świnoujście


Wszystkim, którzy przywykli do tematyki mojego bloga [no dobra, blogów] chyba należy się kilka słów uściślenia. "Silentium sacrum" nie ma z nimi zupełnie nic wspólnego ;)

Wydawnictwo zakwalifikowało ją do kategorii: Proza dla dorosłych (16+), dramat psychologiczny oraz humor i groteska. Lekka rozbieżność? Tylko w teorii.

Wyobraźcie sobie młodą, cyniczną dziewczynę, która ucieka z domu, przed nie stroniącym od alkoholu i przemocy ojczymem. Dodajcie do tego trzech bezdomnych filozofów, dwóch niegrzecznych barmanów i jednego Smoka Telesfora [legendę Świnoujścia]. Czy ta mieszanka może nie wybuchnąć? Może historia jest tragiczna, ale opowiedziana tak jak mam to w zwyczaju, czyli z przymrużeniem oka.

Od razu uprzedzam: NIE powiem wam czy którykolwiek z bohaterów umrze!

Gdyby ktoś chciał poznać perypetie nieszczęsnej Nadii, to kilka egzemplarzy jeszcze stoi na mej półce ;p




A jakie marzenie udało się Wam zrealizować w 2016 roku?

sobota, 29 października 2016

"Święta Zmarłych"

Minimalistycznie czyli "Jak Wam idą przygotowania do Święta Zmarłych?"

Wszyscy dookoła rokrocznie marnują energię na spory w temacie Dziadów/Wszystkich Świętych/Halloween... Każdy każdemu pragnie narzucić własny, jedynie słuszny sposób celebracji... Każdy każdemu usiłuje zaimponować. Każdy poza wiedźmą, wszak wiedźmę niezbyt obchodzi "co ludzie powiedzą", wszak stara zasada show-biznesu uczy "nie ważne co o tobie mówią byle mówili" i że o byle kim by nie gadali...
Jako rasowa wsiowo-leśna celebrytka ruszyłam wraz z mą najlepszą niewiedźmową przyjaciółą na TARG w poszukiwaniu tych wszystkich rzeczy bez jakich święta nie byłyby świętami. |
No więc po kolei...

Wszystkim śpieszno na cmentarz, tylko dlaczego zachowują się tak jakby zamierzali pociągnąć tam za sobą też przypadkowych współużytkowników szos, którym może wcale nie "po drodze"?

Korki zupełnie jakby coś dawali za darmo! 

Nie ma gdzie zaparkować! Ludzie! Ludzie! Wszędzie tabuny ludzi!

Czy serio robi Wam jakąś różnicę czy wkład do znicza będzie płonął 1 czy 5 dni? A przy okazji czy kiedykolwiek, ktokolwiek z Was pojechał sprawdzić jak się maja zapewnienia producenta do realnych wyników tej konkurencji?

Najbardziej wiedźmowe serduszko pęka na widok tego całego plastiku... Bo trwałe... bo do Wielkanocy postoi... No cóż, może postoi, może nie postoi, może ukradną, jak będzie zbyt drogo i ładnie... Nie ulega jednak wątpliwości, że zalegać w ziemi będzie dłużej niż zwłoki, dla których ozdobę kupiono... I tak co roku... A nie, przepraszam! Co święta! Święto zmarłych, Wielkanoc, Przesilenie zimowe, rocznica urodzin, rocznica śmierci, a może jeszcze Barburka, bo dziadek był górnikiem? No, a w wolnym czasie udzielał się w OSP, to i na Floriana! Nie zapominajmy o Dniu Dziadka, Dniu Babci, Dniu Matki i Ojca... Liczycie jeszcze? Bo ja sobie odpuszczam.

Odłączając się od przewodnika wycieczki nabyłam kilogram dorodnych czerwonych buraczków na barszczyk. Bo ładne i jedynie 1,50 za kg...

Bo przydatne i biodegradowalne...

#Wszystkich #Świętych #Zaduszki #Halloween #Dziady #bukiet





Nie będę rzecz jasna wyjawiać w jakim obrządku celebruję nadciągające święto, gdyż uważam to za sprawę prywatną, mogę jednak przyznać się w jaki sposób.

Przede wszystkim nie po to przez cały rok segreguję odpady by w jeden dzień to wszystko spierdzielić ;p W mej rodzinie pamięć była emocją a nie ilością dekoracji. Cóż, pewnie znów okolica zagrzmi, że jestem nieobytą wieśniarą. Ksiądz zagrzmi z ambony a potem przyszwęda się o 9 rano w Sylwestra z kolędą (autentyk z minionego roku ;), zaskoczony, że wiedźma jeszcze w pidżamie. Ale przecież jakby mi się chciało żyć tak by zadowolić wszystkich wokół, to nie byłabym WIEDŹMĄ :)

Bukiety na cmentarz wykonuję własnoręcznie z suszonych kwiatów zbieranych na przestrzeni całego roku. Wielu reaguje na ten stan pogardą. Wielu tych, którzy sztucznymi kwiatami okazują pamięć... Ja pamiętam cały rok, zrywając każdy pojedynczy kwiat, który jesienią dołączę do bukietu. A co, gdy zima ów bukiet sponiewiera? Wyrzucę go ze świadomością, że użyźni glebę zanim zdołam skompletować kolejny <3




Ps. A dla tych, którzy kiedyś zarzucili mi, że zbyt mały rozmiar bukietu świadczy o tym iż nie kochałam prawdziwie mogę jedynie zacytować Mamę: "Zmarłym niepotrzebne są twoje pieniądze. Lepiej przekaż je na sierociniec lub schronisko..."




#minimalizm #ekologia #halloween #zaduszki #dziady #Wszystkichświętych akcja #znicz

piątek, 14 października 2016

Orzech włoski (Juglans regia L.)

Skoro już opisałam jedno z zastosowań orzecha włoskiego, mianowicie zaprezentowałam jego walory kulinarne, tradycyjnie przybliżę Wam kilka innych informacji na temat tego drzewa.
Jest to wywodzący się z Bałkanów gatunek inwazyjny... Ale na Pipidówie żaden z inwazyjnych gatunków stanowiących źródło pożywienia nie był i nie będzie nigdy tępiony.

Orzech włoski (Juglans regia)


Doustnie :)
- zastosowanie bakteriobójcze, przeciwzapalne, odtruwające, przeciwkrwotoczne, ściągające na błony śluzowe, grzybobójcze.
-poprawia trawienie, obniża poziom cholesterolu i ciśnienie krwi.
-nalewka z owoców orzecha lub napar z suszonych liści są stosowane przy bakteryjnej biegunce, owrzodzeniach, zatruciach, nieżytach przewodu pokarmowego, krwawieniach w przewodzie pokarmowym.
-Profilaktycznie przy cukrzycy.
-Bogate źródło antyoksydantów

Zewnętrznie
-przeciw zapaleniom ropnym, trądzikowi, żylakom i nadmiernej potliwości stóp.

W kosmetyce
-w preparatach brązujących
-rozdrobnione łupiny stanowią składnik wielu peelingów i maseczek oczyszczających pory
-działanie przeciwbakteryjne wykorzystuje się podczas leczenia trądziku młodzieńczego
-napar podobnie jak napar z kory dębu przeciwdziała nadmiernej potliwości i grzybicy stóp- tak mówiła mi mama.

Przykładowy przepis wyszperany w sieci:
Orzechowa maseczka na twarz
Miękką i delikatną skórę osiągniesz, stosując maseczkę z orzechów na twarz i dekolt.Wystarczy rozgnieść obrane orzechy i zalać je ciepłym mlekiem. Do takiej papki należy dodać miód i pozostawić na chwilę. Maseczka jest gotowa do użycia, gdy orzechy napęcznieją i ostygną. Nakładamy ją na dekolt i twarz i pozostawiamy na 10 minut. Na koniec warto zafundować sobie delikatny masaż i zmyć maseczkę letnią wodą.
[https://portal.abczdrowie.pl/wlasciwosci-orzecha-wloskiego]


Na tej samej stronie znajdziecie również przepis na maseczkę do włosów, niestety bez ostrzeżenia jakie pozwolę sobie dopowiedzieć. Wspomniane wcześniej właściwości brązujące [zawdzięczane wysokiej zawartości garbników] czynią taką maseczkę idealną dla osób borykających się z pierwszymi oznakami siwienia [chyba że podobnie jak wiedźma nie przywiązują do tego zjawiska uwagi, a wręcz z niecierpliwością wyczekują dnia, gdy ich włosy doszczętnie zbieleją. Wszak dla prawdziwej wiedźmy to poniekąd pewien prestiż]. Jednocześnie dla blondynki mogą zakończyć się katastrofą [chyba, że planowały drastyczne zmiany wizerunkowe].
Ponadto zielone łupiny orzecha bez skrupułów barwią skórę i w zasadzie wszystko z czym się zetkną. [Za przykład mogą posłużyć dłonie i paznokcie wiedźmy, które po zbiorach nie przynosiły chluby]. Trwałość przebarwień jest porównywalna z wytrzymałością henny, i nawet zmywanie, pranie ręczne i szorowanie podłóg nie pomogą. Chyba, że sok z cytryny [jako doświadczony twórca tatuaży zmywalnych ustaliłam, że nieudany wzór można nim właśnie wybielić], chociaż ten pomysł zaświtał mi w głowie dopiero w chwili pisania tych słów.



Ciekawostki:
-Naukowcy z University of Illinois odkryli, że w liściach orzecha występują znaczne ilości progesteronu (żeńskiego hormonu steroidowego odpowiedzialnego za utrzymanie ciąży), jednak jego rola u roślin nie jest jeszcze poznana
-allelopatyczny względem innych roślin - niestety nie dotyczy pokrzyw.
-to jeden z najbardziej kalorycznych produktów spożywczych - 100 gramów włoskich orzechów dostarcza bowiem aż 654 kalorii (kcal)
-Orzech to najbardziej długowieczne drzewo sadownicze w Polsce (dożywa 500 lat)
-Drewno to ceniony materiał do produkcji mebli
-Owocują po 4-5 lub 8-10 latach od posadzenia
-Uprawiane się od około 2500 roku p.n.e.[wzmianki pojawiają się nawet w Biblii, gdzie odnotowano, że sam król Salomon uprawiał je w swoich ogrodach]
-Olej wykorzystywany do produkcji mydła, tuszu, farb drukarskich, farb olejnych oraz lakierów.
-Zielone łupiny znajdują zastosowanie w produkcji garbników, witamin oraz bejcy
-Orzechy to jeden z popularniejszych alergenów.

czwartek, 6 października 2016

Wegańska zupa z zielonej pietruszki i orzechów

Ciągle pada... A przynajmniej trzeci dzień z rzędu. Rozpoczyna się sezon osłabionej odporności, a co za tym idzie konieczność serwowania organizmowi solidnej porcji zdrowych kalorii!!!Ale skąd wziąć wspomniane kalorie, gdy perspektywa opuszczenia ruiny z miejsca pozbawia apetytu? Rozważania wiedźmy przerwał telefon. Pyry, kabaczek i pietruszka? To się nie może udać! - słyszy w słuchawce, jednak wiedźma nie byłaby sobą, gdyby nie sprawdziła na własnej skórze!
Przeszukując spiżarnie doliczyła się jednej cebuli, 4 małych ząbków czosnku i kawałka marchewki, co znacząco poszerzyło wachlarz możliwości.
Na początek na odrobinie oleju z orzeszków ziemnych [serio odrobinie] podsmażyła cebulę. Gdy stopień przypalenia był już zadowalający zalała wodą, dorzuciła pokrojone w kostkę ziemniaki i kabaczek [nie, nie cukinię!], białą gorczycę [nie żałować! Kto biednemu zabroni żyć bogato?] sól, czosnek i szczyptę curry. Po krótkim gotowaniu wszystko zblendowała. Na przekór zapewnieniom koleżanki, że kabaczek z natką pietruszki to chybiony pomysł, pokroiła zieleninę [bardzo dużo zieleniny, bo na 3 litrowy gar zupy prawie 2 litry sieczki pietruszkowej i kilka listków bazylii].

Zupa z natki pietruszki i orzechów

Ponownie zblendowała. Nic nie wybuchło. Testy empiryczne wykazały nawet, że powstała papka smakuje całkiem zadowalająco. Nadal to jednak tylko woda z odrobiną warzyw- zatem wartość kaloryczna w starciu z aurą pogodową, dość marna. Co w takiej sytuacji? Orzechy!
Orzechów włoskich na Pipidówie nie brak, jedyną ich wadą jest goryczka. Nie takie przeciwności jednak już ludzkość w swej historii przezwyciężała! Wszak dla tych, którym się nie spieszy [a przecież pada, więc nie ma zbyt wiele do roboty] istnieje możliwość zalania orzechów wrzątkiem, a po kilku minutach gorzka skórka zejdzie z nich sama. No może nie sama, ale przynajmniej o wiele łatwiej niż normalnie.
Dorzuciła do gara pokrojony kawałek marchewki i rozdrobnione orzechy.
I gotowe!

poniedziałek, 26 września 2016

Kluseczki serowe



Wielokrotnie wspominane przeze mnie kluseczki serowe doczekały się realizacji. Wszak to jedne z najłatwiejszych, najmniej pracochłonnych i najszybszych w realizacji klusek jakie znam [a znam ich bardzo niewiele, stąd zwykle wymyślam na doczekaniu]








Składniki: -Ser biały -jajka

-mąka -opcjonalnie proszek do pieczenia, ja jednak wolę wersję a'la gumowa podeszwa. [Nie no, poniosło mnie, wersje mniej pulchną, do kalosza im jeszcze sporo brakuje] Przygotowanie: Dużo sera ucieramy [mielimy, miksujemy, blendujemy...] na jednolita masę z jajkiem i symboliczna ilością mąki. Kładziemy łyżką małe porcyjki masy na wrzącą wodę. Jakąś minutkę po wypłynięciu kluseczek wyciągamy, odcedzamy i posypujemy cukrem [lub tym na co mamy ochotę] Ściślej ja posypuję cukrem na mokro, gdyż wtedy cukier zmienia się w równo rozprowadzony syrop, zanim się nam kluseczki posklejają. Oczywiście można je serwować z dowolnym sosem lub przyprawami. Stanowią doskonałą bazę pod sycący obiad, ja jednak pozostaje wierna przyzwyczajeniu z dzieciństwa. Na słodko. Smacznego <3

wtorek, 20 września 2016

Szczeć pospolita (Dipsacus fullonum)

Przy okazji komponowania jesiennych bukietów, postanowiłam przyjrzeć się bliżej temu, co zwykłam do nich wplatać.
Oto przed Państwem Szczeć pospolita. [to te kujące pompony]




Surowiec:
-korzenie (wiosenne lub jesienne)
-liście (przed i w trakcie kwitnienia)


Zastosowanie lecznicze:
-przeciwbólowo
-przeciwzapalnie i przeciwreumatycznie
-bakteriobójczo
-przy boreliozie, artretyzmie,dnie moczowej, chorobach płuc, chorobie wrzodowej żołądka
-zwalcza stany zapalne skóry i wypryski
-przeciwpasożytniczo
-dla poprawy krążenia i wspomagająco przy rekonwalescencji
-wzmacnia ścięgna i kości, leczy dolegliwości związane z bólami krzyża, kończyn, kolan, oraz bolesnych opuchliznach.


Ciekawostki:
- Nazwa rodzajowa pochodzi od greckiego "spragniony", co stanowi nawiązanie do miseczek z woda opadową powstałych z nasad liści. Naukowcy nie ustalili dotychczas jaką funkcję pełnią owe miseczki. Gdyby zasięgnęli języka u wiedźmy, dowiedzieliby się, że to poidełka dla ptaków i partyzantów.
- popularność zyskała w XIIw. - stosowana w leczeniu artretyzmu, reumatyzmu i dny moczanowej. Współcześnie doceniono jej waleczność w starciu z boreliozą.
-  roślina miododajna, ściągająca do ogrodu ogromne ilości motyli [a co za tym idzie również kotów]
- nasiona są przysmakiem sikor i szczygłów
-dawniej uprawiana na skale przemysłową. Wytwarzano z niej zgrzebła do gręplowania wełny. Współcześnie do wyczesywania cienkiego kaszmiru i naturalnego weluru.[mała wiedźma używała ich również do wyczesywania psa, kota i królika. Oraz jako szczotkę do szorowania garów w swej polowej kuchni...]

czwartek, 8 września 2016

Mydlnica (Saponaria sp.)




Mydlnica lekarska i mydlnica perska to dość popularne chwasty z rodziny goździkowatych. Nazwa nie jest przypadkowa. Dziś spróbujemy otrzymać z niej [podobno] znakomity i uniwersalny detergent :)
Źródła wspominają co prawda o zastosowaniach leczniczych, ale są na tyle lakoniczne, że poprzestaniemy na zastosowaniu zewnętrznym. W kosmetyce korzeń mydlnicy znajduje zastosowanie w produkcji past do zębów, szamponów i maseczek. W ogrodach naturalistycznych jako roślina rabatowa.


Ciekawostki:
-Dawniej odwar stosowano do prania jedwabi i delikatnych tkanin
-plemiona pierwotne używały nasion mydlnicy do zatruwania ryb w trakcie łowów
-wytwarzano z niej mydlik do odtłuszczania wełny
-dawniej doustnie jako odtrutkę po ukąszeniu węży [nie znam się, nie jestem ofiologiem ;]
-wyciąg z mydlnicy jest używany do przyprawiania chałwy


 Jeden z poradników surwiwalowych sugeruje mi, że do doraźnego użycia nadają się liście ugniecione z wodą. Może za słabo ugniatałam lub woda deszczowa była zbyt miękka, ale żadnej pianki nie udało mi się z nich wydobyć. do tego skóra dłoni pozostała wysuszona i nieprzyjemna w dotyku.


Testuję zatem dalej!


Oczyszczony korzeń rozdrobniłam. Zapach praktycznie identyczny jak surowego, obranego ze skórki buraka.


Obiera się łatwo i kompletnie nie przeszkadza mi, że w opisie rośliny miały być kłącza. W sumie w jednym znalazłam sformułowanie kłącza i korzenie, ale żadnej wizualizacji nie załączono. No to sama sobie wizualizuję!

Korzeń mydlnicy

Test odwaru z korzenia przebiegł pomyślnie. Rzeczywiście się pieni, choć powiedziałabym, że symbolicznie. Może powinnam użyć wody ze świętego źródełka na górze Pektu-san? A może lepiej przyjąć, że zwyczajnie za mało przyniosłam ziela, a w większym stężeniu daje radę :)

Chmiel zwyczajny (Hulmulus lupulus L.)

Możliwe, że zaprzepaszczam niepowtarzalną okazję poszerzenia grona męskich czytelników, rezygnując z wrzucenia pokrytego subtelną rosą, ociekającego figlarnymi kropelkami  spienionego na dwa palce kufla idealnie schłodzonego trunku. Opisu jak pieści swą delikatna goryczką kubki smakowe, by następnie spłynąć do gardła musującą kaskadą orzeźwienia... Ale przecież chmiel to nie piwo, zatem skupmy się na konkretach.

Zastosowanie:
-przeciwbakteryjne
-przeciwgrzybiczne
-przeciwwirusowe
-przylistki (ten odpad przy produkcji piwa) mogą hamować rozwój próchnicy i chorób dziąseł. Tak mówią japońscy naukowcy.
-na trawienie
-uspokajająco i nasennie
-okłady przeciwbólowe i przy trudno gojących się ranach

Oczywiście znalazłam masę przepisów ale niestety wszystkie były tak bio i eko, że proporcje podawały dla chmielu granulowanego, a ja z automatu odrzucam takie źródła!!! Mój chmiel rośnie pod mostem i będę go stosowała w takiej formie w jakiej się uskubie!
Zatem na pipidówie zasada jest prosta- jak masz dużą bezsenność zrób mocniejszy napar, jak mniejszą to słabszy, nie zapominaj jednak, że i tak niebawem się obudzisz, z racji drugiej chmielowej super mocy, jaką jest moczopędność.

Jedyny przepis który pozwolę sobie bezceremonialnie przytoczyć to przepis na płukankę do włosów. Przy okazji zdecydowałam się, któryś z najbliższych wpisów poświęcić Mydlnicy :)
Chmiel - przepis na płukankę przeciw wypadaniu włosom i łupieżowi
Skład: 30 g szyszek chmielowych, 30 g rozdrobnionych korzeni łopianu, 30 g ziela skrzypu polnego, 80 g rozdrobnionych korzeni mydlnicy i 20 g kwiatów rumianku.
Przygotowanie: wsyp 1-2 łyżki stołowe mieszanki do 2 szklanek zimnej wody i gotuj powoli pod przykryciem 15-30 minut Odstaw na 15 minut i przecedź. Pozostałe po przecedzeniu zioła zalej ponownie 2 szklankami wody i zagotuj, a po lekkim ostudzeniu przecedź i dodaj 2 szklanki ciepłej wody.
Pierwszym płynem zmocz włosy i palcami masuj skórę głowy, a następnie poczekaj 5 min.ut i umyj wodą otrzymaną z powtórnego odwaru. Jest to zabieg wzmacniający przy wypadaniu włosów, łojotoku, łupieżu, a nawet grzybicy.


Przepis pochodzi z: Ożarowski A., Jaroniewski W., Rośliny lecznicze i ich praktyczne zastosowanie, Instytut Wydawniczy Związków Zawodowych, Warszawa 1987.



środa, 7 września 2016

Miechunka



W życiu każdej wiedźmy zdarzają się takie chwile, gdy postanawia całkiem spontanicznie podjąć się umycia podłóg w swym domu. Wcale nie dlatego, że minionej nocy sierściuchy postanowiły wytarzać się w misce mokrej karmy a następnie wyprawić potańcówę... Zwyczajnie odczuwa jakąś wewnętrzną potrzebę by się od owej podłogi [wysmarowanej karmą] odkleić.


Jak wiadomo, główną konsekwencją wspomnianej czynności jest opuszczenie swej chatki i przeczekanie procesu schnięcia na dworze.


Wiedźmy ciężko znoszą bezczynność, zatem by możliwie najlepiej ten czas spożytkować...


Materiały użyte do produkcji:


-pędy winorośli


-miechunka


-dzika róża

A wy już zaprosiliście jesień w swe progi?































Ale przecież nie o ozdobach miałam mówić, a o miechunce! Na zdjęciu widzimy swojską miechunkę rozdętą. Owoce tej odmiany w stadium solidnej dojrzałości nie są trujące, aczkolwiek używa się ich raczej do dekoracji talerza. Niedojrzałe owoce zawierają dużo solaniny [jak przystało na psiankowate] stąd mogą Wam zaszkodzić i niechybnie to właśnie uczynią. Zgodnie z dawnym przeświadczeniem, jakoby wygląd rośliny sugerował jej zastosowanie owoce miechunki zalecano przy schorzeniach pęcherza.


Miechunka rozdęta posiada jadalną siostrę Miechunkę peruwiańską nazywana przez Inków "złotą jagodą" i może jeszcze kiedyś więcej o niej opowiem.








środa, 24 sierpnia 2016

Bazylia pospolita (Ocimum basilicum L.)

Dziś uwagę poświęcimy bazylii, zwanej bazylią pospolitą, bazylią właściwą, bazylią wonną, bazylkiem ogrodowym czy bazyliszką, oraz bazylii czerwonej w moim [prawie] pesto ;p Ale w kuchni rzecz jasna niemal każdy chętnie po nią sięga.

Bazylia pospolita


Zastosowanie zdrowotne:
-łagodzi kolkę i wzdęcia,
-poprawia trawienie i przyswajanie substancji odżywczych,
-zapobieganie nudnościom i wymiotom,
-stymuluje układ odpornościowy,
-wspomaga pracę nerek i mięśnia sercowego,
-koi nerwy,
-przeciwgorączkowo,
-pobudza laktację [szczególnie w połączeniu z lukrecją],
-przeciwbólowo i przeciwbakteryjnie
-przy zapaleniu dziąseł [wciera się świeży listek]
-przy bólach migrenowych,
-w maściach na skaleczenia

ALE:
ze względu na dużą zawartość estragolu, o właściwościach mutagennych nie należy podawać kobietom w ciąży i okresie karmienia, oraz małym dzieciom.

Zastosowanie w kosmetyce:
-produkty chroniące przed słońcem
-produkty przeciw zmarszczkom,
-antybakteryjnie i przeciwgrzybiczo,
-do skóry suchej i z celulitem (rozdrobnione liście zalewamy olejem -takim jaki lubimy- o temp. ok 40C i odstawiamy na ok 2 tygodnie)

Inne zastosowania:
-olejek eteryczny używany do wyroby perfum i mydła,
-powiadają, że odstrasza owady,
-sok z bazylii łagodzi swędzenie po ukąszeniach

Porady co do uprawy:
-Nie przesuszać, nie przelewać ;p

Ciekawostki:
-lody bazyliowe!
-w Indiach uchodzi za świętą roślinę,
-we Francji nazywana jest rośliną św. Anny, i co roku obchodzi się jej święto,
-w Grecji nazywana basilikon czyli królewskie pachnidło [od basilikos- królewski i okimoin- pachnieć]

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Soki świeże

A piana na dwa palce <3 Czyli świeży soczek marchwiowo-jabłkowy.
Czy Wy również chcielibyście zachować jego smak na dłużej?
Moją największą zmorą zimowych apetytów jest fakt zmiany smaku, pod wpływem obróbki termicznej. Wszak gdy pragnę soku, to soku a nie kompotu!
W zeszłym roku postanowiłam zamrozić soki- skutek pozytywnie mnie zaskoczył- smak niemal identyczny jak w środku sezonu <3
Lodowato polecam!

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Cukinia

Wiadomo powszechnie co w czasie deszczu robią dzieci. Co jednak w podobnych okolicznościach mogą robić wiedźmy? Na pewno się nie nudzą. Nie ulega jednak wątpliwości, że pozwalają się ponieść fantazji. W menu na dziś zapiekana cukinia.
Nie wiem jak wasi rodzice, ale moja Mama zawsze twierdziła że zakazy bawienia się jedzeniem są dla sztywniaków <3

Spód: przepołowiona,wydrążona cukinia napełniona kaszą gryczaną, posmarowana olejem z ziołami, doprawiona sosem sojowym [zamiast soli] i drobno posiekanym szczypiorkiem
Zapieczona w piekarniku.
Wierzch- cukinia w którą poutykałam nitki makaronowe. Zapieczona.
Łódką podróżuje mój pierwszy kwiat z buraka. Oczywiście wyglądałby lepiej gdybym uprzednio buraczka ugotowała, ale nie chciało mi się czekać aż wystygnie <3

Jak zrobić kwiatek z buraka? Odpowiedź poniżej :)
http://klimatcatering.katowice.pl/?tag=jak-zrobic-roze-z-buraka

Cukinia w cieście naleśnikowym z kaszka manną
Składniki:
-Cukinia
-jajka
-mąka [w tym przypadku owsiana]
-kaszka manna
-jakieś ziółka
-sól
-olej
Wszystko poza cukinią ubijamy na jednolitą masę. Zanurzamy w niej plastry cukinii. Wrzucamy na głęboki olej aż zaskwierczy i się zarumieni.





niedziela, 17 lipca 2016

Kocanki piaskowe (Helichrysum arenarium)

W dzisiejszym poście chciałabym przyjrzeć się bliżej Kocankom piaskowym.
Jej ludowa nazwa to nieśmiertelnik żółty, suchołuska, słomianka, kocio łapka, radostka, suchokwiat, suchodołek.
Na początek bezsprzecznie istotna informacja: roślina ta podlega w Polsce częściowej ochronie gatunkowej. Jakaż tego płynie dygresja? Mianowicie taka, ze nie wolno zbierać jej kwiatów ze stanowisk dzikich. To tyle w kwestiach formalnych.
Całe życie marzyłam o ogrodzie, w którym miejsce egzotycznych kwiatów przejmą równie piękne, a przy tym pożyteczne "chwasty". Na studiach (tak, tak, ogrody to nie tylko moje hobby) poznałam definicje "chwasta". Wiecie jak brzmi? Chwast to roślina niepożądana w uprawie. Odtąd wiem, że na Pipidówie nie znajdziecie wielu chwastów. Znajdziecie natomiast Kocanki <3

Ale do rzeczy. Pierwszą cechą za którą pokochałam to ziele jest możliwość tworzenia z nich suchych bukietów.


Zastosowanie:
Ze względu na to, że dostępne na rynku ziela pochodzą z upraw, również większość opracowań na jakie trafiam pochodzi od farmaceutów. Ale niech będzie. Najmniej skuteczną formą jest napar. Najlepiej skonsultować się z lekarzem przed zastosowaniem. Czyli w sumie podobnie jak przy każdym wcześniejszym kwiatku. Dla zasady uprzedzam, a teraz ruszamy z koksem :)

Odwar stosuje się przy schorzeniach wątroby, zaburzeniach trawienia, braku apetytu, reumatyzmie oraz dla uzyskania efektu przeczyszczającego i moczopędnego.
Olej z kocanki ma działanie bakteriobójcze.
Problemy skórne. (wyciągi olejowe)
Bóle gardła.

Autor jednego z przejrzanych przeze mnie blogów zaleca kuracje olejowe trwające tydzień powtarzać nie częściej niż raz na kwartał. Nie będę tu plagiatować jego treści. Uczciwie podzielę się linkiem, wszak za darmową reklamę pan doktor raczej się nie pogniewa.

http://rozanski.li/295/kocanki-jeszcze-kwitna-helichrysum-flos-helichrysi-flores-stoechados-w-fitoterapii/



Ciekawostki:
Jest żywicielką larw motyla rusałki osetnik.
Z jej kwiatów pozyskiwano dawniej barwnik.
Kwiat kocanki można zaparzać mlekiem z miodem, lepiej ekstrahującym składniki czynne.
Nazwa rodzajowa pochodzi od greckich helios- słońce i chrysos-złoto. Nawiązuje do barwy kwiatów. Nazwa gatunkowa pochodzi z łaciny i oznacza rosnący na piaskach.
Powiadają, że umieszczona w szafie odstrasza mole.

wtorek, 5 lipca 2016

Rozmaryn

Poza naparami na zimową porę Wiedźma ochoczo kolekcjonuje również aromatyczne przyprawy. Tym większa jest jej radość gdy rusza z ziołowymi żniwami <3 Dziś cała ruina na Pipidówie utonęła w ulatniającym się z świeżo ściętych gałązek olejku rozmarynowego. Skoro już zanurzyłam się w nim po uszy, może kilka ciekawostek?


-powstrzymuje procesy starzenia
[hmmm, może w takim razie zamiast dodawać do ryby winnam wypchać nim poduszki?] Wyczytałam, że należy wymieszać go z miętą i zastosować bezpośrednio na skórę. Efekt podobno natychmiastowy. A ja zastanawiam się jedynie czy mieszać rozmaryn z miętą wygodniej będzie łyżką czy widelcem?

-właściwości łagodzące i przeciwzapalne, zastosowanie: masaż przesilonych mięśni i urazów, kąpiele.
[ I od tego testy rozpocznę, bo jestem aktualnie na stosownym etapie dość przykrej kontuzji. Nie, nie planowałam ]

-działanie odkażające i antybiotyczne. Podobno można stosować na rany co przyspiesza gojenie i redukuje blizny. Zupełnym przypadkiem tę tezę również będę w stanie na bieżąco zweryfikować ;(

-Rozrzucano go w salach sądowych, jako ochronę przed gorączką więzienną. [że niby dur brzuszny?]

-Łodyga może służyć jako szpikulec do szaszłyków. Nadaje im zapach i smak.

-Można stosować jako/ dodawać do szamponu

-Dodany do pasty do zębów eliminuje brzydki zapach z ust

-Inhalacje na przetkany nosek

-Był uznawany za symbol wiernej miłości

-Zamrożony jest oczywiście lepszy od suszonego. Niestety mam zbyt małą zamrażarkę ;p

-Gałązka umieszczona między ubraniami podobno odstrasza mole

-Był używany jako konserwant mięs

-no i moje ulubione- aromaterapia: poprawia nastrój, poprawia pamięć, dodaje energii, redukuje stres
Źródła jak źródła, zwykle miotają się pomiędzy sceptycyzmem a hurraoptymizmem, ale jako wesoły wątek wspomnę również, że leczy łysienie i depresję. Hmmm... Może chandrę, ale depresję? To chyba mniej więcej tak jakby leczyć grypę paracetamolem;p [to tylko taka aluzja by nie mylić przeziębienia z grypą;p]




Jako, że nie dysponuję destylowanym olejkiem rozmarynowym, a jednocześnie wychodzę z założenia że przecież gdzieś w tych listkach musi się kryć, zgodnie ze swym zwyczajem testowania dokonałam po swojemu. Mianowicie:
Z braku szlachetnych olejów jako nośnika użyłam wody. Zimnej. Przegotowanej. Jako druga opcję miałam tylko wódkę. Kto wie, może innym razem? [do butelki z wódką dorzuciłam jedynie kilka posiekanych drobno gałązek. Jaki miałam w tym cel? Nie wiem. Zaspokojenie ciekawości. Jak się zrobi to wymyślę dla niej jakieś zastosowanie.]
Wrzuciłam do blendera miętę i rozmaryn, dolałam odrobinę wody.
Powstała papka o kolorze i konsystencji zbliżonej do tego czym karmicie swoje zwierzaki, mniej więcej w momencie gdy opuszcza układ pokarmowy tych właśnie zwierzaków. Nie ma tu znaczenia, którym końcem go opuszcza.
Nie było łatwo kontynuować eksperyment, ale poddać się w pół drogi? Miałam jedynie nadzieję, że na skórze nie wyrośnie mi paprotka. 
Odsączyłam płyn od gęstej masy.
Masę zastosowałam jako 15 minutowy kompres na opuchnięta i obolałą stopę. Płynem przemyłam twarz [po peelingu] i dłonie. A no tak, nie powstrzymałam się również od przepłukania nim jamy ustnej. 

Efekty:
Z buzi pachnie nie najgorzej, ale smak pozostawia wiele do życzenia.
Nie wiem czy moja twarz od razu wygląda na dekadę młodszą, ale bez wątpienia skóra jest miękka, i bez efektu ściągnięcia.
Dłonie bez zmian.
Stopa: ładnie pachnie, podeszwa stała się mięciutka, trudno stwierdzić wpływ na obrzęk.




środa, 8 czerwca 2016

Czarny bez

Czarny bez, Bez lekarski, Hyćka, Bzowina- Sambucus nigra


Ciekawostki:

-to jedna z najstarszych roślin leczniczych

-w kulturze europejskiej zapisał się jako siedlisko demonów

-w wigilię św. Jana przystrajano jego gałęziami domostwa by uchronić je przed czarami, zarazą i pożarem

-występuje w herbie i na fladze czeskiej wsi Kryštofovo Údolí

-gąbczasty rdzeń stosowano w zegarmistrzostwie jako czyściwo

-dawniej kwiatów używano by pobudzić laktacje u kobiet karmiących

-wywar z pędów stosuje sie do ekologicznego zwalczania kretów, norników, mszyc, rolnic i bielinka kapustnika

-podstawowy składnik włoskiego likieru Sambuca

Właściwości lecznicze wykazują: kwiaty, dojrzałe owoce, kora, korzenie i liście.


KWIATY

Zastosowanie: przy przeziębieniach
"Szampan"
Syrop
Napar:
Kwiatostany zbieramy w suche dni wybierając te baldachy w których cześć kwiatów jest jeszcze nierozwinięta. Kwiatostany ścinamy, nie zrywamy i delikatnie układamy w koszu. Szypułki usuwamy dopiero po wysuszeniu.
Przy przeziębieniach, chorobach reumatycznych,

A tak wiedźma rozumie "suche, przewiewne miejsce"

OWOCE
Powiedziano mi na studiach że owoce Czarnego bzu są trujące na surowo...  Na forach też piszą, że silnie trujący, i że można zbierać tylko ten na czerwonych łodyżkach... Nie jedzcie surowego! Pamiętajcie! Kto jeśli nie Wy będzie tak wytrwale nadawał sens mym eksperymentom?  Ostatecznie i tak smakuje obrzydliwie... Zanim mi powiedzieli, że trujący, jako dziecko zjadłam... Teraz mi wstyd. Co za tym idzie owoców nie ruszam. Kwiaty mi wystarczają;/ Więc zgodnie z założeniem bloga- nie opiszę czegoś czego sama nie używam.

"SZAMPAN"
Zrywam całe wiadro kwiatostanów czarnego bzu. Przekładam do największego w domu, wyparzonego wcześniej gara, zalewam na ok dobę przestudzoną przegotowaną wodą. [można dodać pokrojonej w plastry cytryny] Następnego dnia przecedzam ten "zacier" do gąsiorów na wino. Dodaję cukru lub miodu, zależnie od tego co mi wpadnie pod rękę. No i czekam ;p

Wrotycz na mszycę

Wybaczcie mi bo zgrzeszyłam- rzekłabym gdyby pojęcie "grzechu" w jaki sposób do mnie przemawiało. Jednak pozwalając by ma wiara podupadła, dopuściłam się czynu, za który koniecznie muszę wystawić swą osobę na publiczny lincz!!!
Pamiętacie, że jakiś czas temu pisałam o planowanym przetestowaniu oprysku z Wrotyczy? No i nastał ten czas, gdy mszyca przypuściła zmasowany atak na Pipidówę. 



W pierwszym odruchu [i z nawyku unikania chemii] zalałam wrzątkiem garść wspomnianego ziela, przestudziłam, po czym z braku opryskiwacza [kropidła raczej tez nie posiadam] ochlapałam dłonią ulegające przeważającym siłom wroga róże. I do tego momentu miałam poczucie dumy, konsekwencji i wiary w to co robię.

Zdarzenie miało miejsce 5 dni temu. Niestety dziś wiedźma zmuszona była wybrać się do miasta, wszak bywa że listowy woli wypisać awizo niż zapukać;p A w mieście jak to w mieście, czają się pokusy. No i uległa wiedźma, nabywając drogą kupna-sprzedaży preparat na te małe paskudztwa. Przy okazji wysłuchując opowieści   ekspedientki, której teść walczył z mszycami opryskiem z pokrzywy, a na koniec musiał i tak przeprosić się z chemią...
Faktycznie, opryski z pokrzywy również w mej pamięci zapisały się wielkim rozczarowaniem. 
Wracam oto na Pipidówę. Obracam w palcach nabyty oprysk, nadal bez przekonania. Dokonuję ostatnich oględzin i...



Kojarzycie trollujące posty "sprzedam opony do opla"? No to jakby ktoś potrzebował to sprzedam oprysk, chociaż na co Wam on, skoro jest wrotycz? 

<3

wtorek, 31 maja 2016

Kwiatowe inspiracje

Jak zapowiadałam czas na jeden zbiorczo-uogólniający post podsumowujący kwiaty. Może dlatego, że nie chciałabym się powtarzać przy każdym opisie :)


Syropy kwiatowe
Czyli wsadzamy do słoika, ubijamy, przesypujemy cukrem, dosypujemy, ubijamy, przesypujemy... I tak aż po samo wieczko...No i na kilka dni na parapet, a potem do lodówki, albo pasteryzacja [w zależności od tego czy zależy Wam na właściwościach czy jedynie na smaku]:)



Konfitura z płatków

W moim przypadku jest to słoiczek z syropem po pasteryzacji. Nie polecam rozdrabniania płatków a szczególnie ich mielenia, gdyż w moim odczuciu nabierają wtedy posmaku koszonej trawy ;p

Kompot z pączków
Dopiero w fazie eksperymentów ;p



Syrop z wodą gazowaną
Czyli domowa oranżadka


Kostki lodu - aby kwiaty nie wypływały wam na powierzchnię, a pozostały wewnątrz kostki jest banalna metoda [choć na wypadek gdyby dla nie była oczywista w stopniu wyższym niż dla innych- przytoczę]
Nalewamy do pojemniczka odrobinę wody na samo dno. Umieszczamy kwiatek w odpowiadającej nam pozycji. Wstawiamy do zamrażarki. Gdy przymarznie do dna możemy uzupełnić wodę, lub nie koniecznie wodę. Możecie wszak dać się ponieść fantazji i tworzyć kostki w różnych barwach, wzorach czy smakach. Dajmy na to zatopienie gałązki mięty w kostce wzbogaconej sokiem z cytryny? A może plasterka cytryny w kostce złocistej miętowej herbaty? A w ogóle, wymiary kostek lodu nie są standaryzowane, może więc warto pokusić się o zatopienie w lodzie jakiś większych, i bardziej złożonych kompozycji? A potem kolejno dodawać warstwy kolejnych kolorów? Pod różnymi kątami? A może warto namalować wewnątrz lodu jakiś wzór syropem z ... No dobra, dobra.. miałam przecież zostawić pole do popisu dla waszej fantazji :)
Chyba że wolicie zamrozić płatki/kwiatki bez dodatku lodu.

Susz
Zebrane kwiecie rozsypujemy na białym papierze, lub płótnie aby wyszły robaczki i pełzaczki.
Następnie wysypujemy cienką warstwą w zacienionym, przewiewnym miejscu od czasu do czasu mieszając. Możemy również w przypadku większych kwiatostanów rozwiesić je pod jakaś wiatą.Do pojemników, w których planujecie przechowywać susz, dobrze jest dosypać kilka ziarenek ryżu lub innego absorbentu wilgoci.Tym sposobem zabezpieczacie herbatkę przed pleśnią. Chociaż jeśli w słoiczku pojawią się drobne pajęczynki, możliwe że dobrały się do niej mole spożywcze. Można ewentualnie przed dorzuceniem ryżu, wsadzić go na chwile do mikrofalówki. Ja naiwnie wierzę, że mikrofalówki żadne życie nie przetrwa...



Wino kwiatowe- jak wiecie wino nastawiam niemal ze wszystkiego. Polecono mi na 3 dni zalać kwiaty przegotowana wodą, następnie wycisnąć, posłodzić... No dobra, w przepisach jest jeszcze coś o cytrynie, skórce pomarańczy, jakiś dodatkowych przyprawach, drożdżach winiarskich... Ale nie byłabym sobą gdybym trzymała się przepisu. Zatem w gąszczu receptur na kwiatowe wina, zrobię jak zawsze- po swojemu. Jak nie wyjdzie, to ładnie przeproszę. Jak wyjdzie- zaproszę.



Mgiełka kwiatowa

1) zalewamy świeże kwiaty/płatki przestudzoną, przegotowana wodą. Odstawiamy na 1-2 dni. Przecedzamy, wyciskamy i przelewamy do spryskiwacza. [Jeśli zapomnicie zlać, to dnia trzeciego możecie przelać do gąsiora i nastawić wino:]

2) zalewamy świeże płatki wodą, wstawiamy do zamrażarki. Po zamarznięciu i odmarznięciu wyciskamy i do spryskiwacza.


Dodatkowe rady czy coś: W przypadku zamrażania nie musicie stosować wody przegotowanej, kamień sam się wytrąci, chociaż z przegotowanej wytrąca się szybciej. Woda destylowana, czy jak kto woli demineralizowana powinna szybciej wyssać to co wartościowe z naszych kwiatuszków.
No i najważniejsze, jako pozbawiona konserwantów woda zapachowa będzie się psuła w tempie odpowiadającym psuciu się żywności. Najlepiej przechowujcie ja w lodówce nie dłużej niż 1-2 dni, a jeśli chcecie zachować ja na później to.. Myk do zamrażarki!

poniedziałek, 30 maja 2016

Robinia akacjowa

Robinia akacjowa, grochodrzew biały, robinia biała, grochodrzew akacjowaty (Robinia pseudoacacia L.)
Jak wiecie wiedźma lubuje się w roślinności drzewiastej, tak więc na początek, a może na pobudzenie apetytu kilka ciekawostek:

Skoro wspominałam już Kochanowskiego, piszącego o lipie, to tym razem pozwólmy się wypowiedzieć ...

Białe akacje tchną wonią opiłą
Pod nocą srebrzysto modrą
Jak gdyby innych kwiatów nie było
I wcale być nie mogło!

[Julian Tuwim]



- Najgrubsza robinia akacjowa na terenie Lasów Państwowych rośnie w miejscowości Łęgowo w powiecie Sulechów. Ma 507 cm obwodu i 20 metrów wysokości

-Najstarszy egzemplarz wg Pacyniaka rośnie w Krakowie i liczy sobie ok 208 lat [przyjęto że Robinie dożywają 100 lat, 100 lat...] Rośnie na ul Kopernika przed gmachem Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

- Nazwa robinia pochodzi od nazwiska francuskiego ogrodnika Jeana Robina, botanika i ogrodnika Henryka IV, który jesienią 1600 roku sprowadził jej strąki do Europy

- Liście robinii w rytuale masońskim są symbolem nieśmiertelności, dlatego często są składane na grobach.

- Roślina miododajna

- Jak większość bobowatych wzbogaca glebę w azot, no i generalnie rośnie gdzie popadnie. Znaczy gdzie nasionko upadnie...

- Drewno wytwarza luminescencję [ Do tego wątku pewnego dnia powrócimy]

- Kora, liście i nasiona są trujące dla ludzi i zwierząt

Nie przeszkadza to służyć za surowiec zielarski rozkwitającym kwiatostanom. Nimi też się dziś zajmiemy <3

Opcja 1

W pierwszej kolejności postanowiłam idąc za ciosem "zasyropić" również te kwiecia. Zasugerowałam się stosunkowo wysoką zawartością wody czy innych nektarów:)
Przesypałam warstwami kwiaty cukrem, ugniatając za każdym razem, i luźno przykryte odstawiłam na parapet. Na efekty trzeba będzie poczekać. Ale skoro powiadają, że napar jest dobry na kaszel, to jakiego działania mogę się spodziewać po syropie? Może luminescencji?



Opcja 2
Skoro napar to również suszenie, koniecznie w zacienionym i przewiewnym... bla bla bla...czyli tak jak zwykle. No i co jakiś czas mieszając...



Opcja 3
Jeśli jednak podobnie jak ja ubolewacie nad ulatującym wraz z postępującym procesem suszenia aromatem, nic nie stoi na przeszkodzie by władować je do zamrażarki. [do tej opcji również wrócę w kolejnym poście]

Opcja 4
Wino kwiatowe- jak wiecie wino nastawiam ze wszystkiego. Polecono mi na 3 dni zalać kwiaty przegotowana wodą, następnie wycisnąć, posłodzić... No dobra, w przepisach jest jeszcze coś o cytrynie, skórce pomarańczy, jakiś dodatkowych przyprawach, drożdżach winiarskich... Ale nie byłabym sobą gdybym trzymała się przepisu. Zatem w gąszczu receptur na kwiatowe wina, zrobię jak zawsze- po swojemu. Jak nie wyjdzie, to ładnie przeproszę. Jak wyjdzie- zaproszę.

Opcja 5
Odświeżacz powietrza - [chyba zdubluję przy okazji zbiorczego - kwiatowego posta]
w sumie w tym wypadku powinnam dodać opcję podopcji...
1) zalewamy świeże kwiaty/płatki przestudzoną, przegotowana wodą. Odstawiamy na 1-2 dni. Przecedzamy, wyciskamy i przelewamy do spryskiwacza.
2) zalewamy świeże płatki wodą, wstawiamy do zamrażarki. Po zamarznięciu i odmarznięciu wyciskamy i do spryskiwacza.
Sam pomysł wpadł mi do głowy dziś, przypadkiem, gdy oblałam się tym co w przyszłości ma stać się winem, więc mogę powiedzieć, że sprawdza się równie doskonale, jako kojąca mgiełka do ciała. Jak znajdę chwilę by zakleić logo producenta butelki to nawet zdjęcie dodam:)

Dodatkowe rady czy coś: W przypadku zamrażania nie musicie stosować wody przegotowanej, kamień sam się wytrąci. A woda destylowana, czy jak kto woli demineralizowana powinna szybciej wyssać to co wartościowe z naszych kwiatuszków.
No i najważniejsze, jako pozbawiona konserwantów woda zapachowa będzie się psuła w tempie odpowiadającym psuciu się żywności. Najlepiej przechowujcie ja w lodówce nie dłużej niż 1-2 dni, a jeśli chcecie zachować ja na później to.. Myk do zamrażarki!

niedziela, 29 maja 2016

Leczy raka w 48 godzin

Na ile się orientuję większość z Nas należy do grup facebookowych o podobnej tematyce, stąd zdecydowałam się wypowiedzieć w pewnej budzącej mą irytację sprawie.
Bez wątpienia w ostatnich tygodniach wielokrotnie natknęliście się na artykuł o herbatce z korzeni mniszka która leczy raka w 48 godzin... Coś jak wirus darmowych doładowań spamujący tablice Waszych znajomych.
W komentarzach często widzę rozpływanie się w zachwycie nad artykułem frondy, znanej jako... Dobrze, opinie na temat frondy zachowam dla siebie. 
Nie jestem naukowcem, ale kilka lat spędziłam w laboratoriach z roślinkami. Nauczono mnie tam sceptycyzmu. Wiecie jednak doskonale jak odległa jestem od powściągliwości w testowaniu najróżniejszych ciekawostek z kategorii "zioła".




Nie wolno mi oczywiście w sposób dosłowny wykrzyczeć, że zawarte tam informacje to kłamstwo, gdyż byłoby to karygodne nadużycie waszego zaufania. Chciałabym jednak skłonić Was do dyskusji w tym temacie, i indywidualnych przemyśleń, gdyż komentowanie każdego z udostępnień tegoż artykułu z osobna pochłonęłoby większą część mego i tak limitowanego w okresie wiosenno-letnim czasu.
Tak więc na początek zadałam pytanie o bezpośrednie źródło informacji, jakiś odnośnik do wyników badań naukowych czy coś... Teksty źródłowe nie są jednak silna strona frondy.
Po drugie należałoby wyjaśnić ludziom różnice między faktyczną terapią a suplementacją... Mam nadzieję że Wy, moi kochani znacie te subtelną różnicę.
W jednym z wrzuconych komentarzy zaproponowałam wpisanie w wyszukiwarce hasła "roślina, która leczy raka" i przeanalizowanie wyników. Sama oczywiście uprzednio wykonałam własne polecenie. Nie wątpię, że również podejmiecie się tego eksperymentu. Jeśli wpiszecie "powoduje raka" wyniki będą równie olśniewające.
Pozwolicie, że zademonstruję wam ten mechanizm...
Posłużę się autorskim przykładem. Jeśli napisałabym artykuł "Badania wykazały, że większość osób pijących wodę nie choruje na raka" mógłby to być artykuł prawdziwy. Nie muszę wszak doprecyzowywać, czy były to badania laboratoryjne czy statystyczne. Nie koniecznie uwzględniłabym w nim wiek badanych, ani to czy w przyszłości dopadnie ich choroba nowotworowa. Faktem jednak jest, że przy bezkrytycznym podejściu do tekstu w głowie czytelnika może pojawić się delikatne poczucie, że picie wody może pozytywnie wpłynąć na zmniejszenie ryzyka zapadalności na tą przypadłość, nieprawdaż? 
To oczywiście abstrakcyjny przykład. Mogłabym równie dobrze napisać, że tlen Nas zabija, na co akurat jest masa dowodów naukowych, nie stojących w żaden sposób w sprzeczności z życiową prawda o tym, że brak tlenu zabija szybciej...
W latach 90' gdy rozwinęła się diagnostyka nowotworów w mediach sporo było reklam [tak, reklam w rozumieniu komercyjnym] specyfików z kaktusa i liany stosowanych przez indiańskie plemiona, który leczy raka, jakiejś roślinki z dalekiej afryki o podobnym działaniu... Gdzie tkwi haczyk? Były to czasy gdy ludzie przerażeni skalą występowania nowej choroby cywilizacyjnej histerycznie wręcz poszukiwali panaceum, a że popyt kreuje podaż, jak grzyby po deszczu wyrosły zadowalające ich oferty. Ludzie owej dekady byli również zafascynowani wszystkim co zagraniczne, odległe i egzotyczne...
W bieżącej dekadzie zapanowała niekwestionowana moda na powrót do korzeni. Zgłębianie zastosowań rodzimej flory. I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki napłynęła kolejna fala ofert, bazujących już na lokalnych roślinach.
Dlaczego tak strasznie mnie to wzburza? Może dlatego, że o ile pałam głęboką miłością do świata, to jeśli czegokolwiek nienawidzę i mam w pogardzie, to jest to wyzysk ludzkiej naiwności i bezradności. 
Aby nie pozostać gołosłowną - wiem do czego jest zdolna rodzina człowieka chorego na raka. Wiem, że nie ma takiej drogi, na którą nie wkroczy tylko po to by uratować bliską sercu osobę i że nie będzie zważała na koszty. Niestety w ten sposób stają się łatwymi potencjalnymi ofiarami wyzysku. 
Tak samo rozbudzając w chorym złudne nadzieje kolejnymi złotymi środkami możemy wyrządzić mu więcej krzywdy niż pożytku. O ile autosugestia ma potężną moc, to nie można zapominać, że liczne próby nie przynoszące efektu wprowadzają człowieka w stan całkowitego poczucia beznadziei.
Nie wolno pozwolić na mydlenie tym ludziom oczu cudownymi środkami!!!
Ten post doczeka się zapewne kontynuacji, gdy tylko czas mi na to pozwoli. Nie chcę burzyć Waszej wiary w cudowną moc ziół, bo sama podzielam zaufanie do terapii naturalnych, ale chciałabym jednocześnie uchronić Was przed popadaniem w którąkolwiek ze skrajności [czyli hurra-entuzjazmu czy też sceptycyzmu]
Nie chcę też budzić w Was języka nienawiści, ale mam jedną wielką prośbę:
GDY NATRAFIACIE NA TEN ARTYKUŁ PROŚCIE UPARCIE W KOMENTARZACH O PODANIE LINKU DO TEKSTU ŹRÓDŁOWEGO!!!
Tylko tyle i aż tyle, aby przynajmniej osobom dokonujących takich bezkrytycznych udostępnień zasugerować głębsze poszukiwanie
prawdy.
A jeśli autor będzie miał jakieś zastrzeżenia, bez namysłu odsyłajcie go do tego posta lub bezpośrednio do mnie. Ja nie lękam się konfrontacji na argumenty.

Pełna troski- Wasza Wiedźma
<3

Dzika róża

Ile gospodyń tyle przepisów na konfiturę z płatków róży... Wiedźma  nie lubi nadmiaru rozbieżnych przepisów. to psuje całą zabawę. Od jutra rusza na zbiory, wszak najlepsze płatki to te zbierane o świcie. Nie przejmuje się wygłaskanymi i wymuskanymi przepisami królowych przetworów. Ma własną wizję. Przecież robiła w swoim życiu powidła i inne dżemy. Poza tym, gdy podejmowała w swym życiu ambitne starania ścisłego trzymania się przepisu, nie wynikało z tego nic dobrego.

#kompot z #pączków #róży


Rosa canina
Tak więc na pierwszy ogień tradycyjna próba "zasyropienia" przesypując warstwowo cukrem. Nie sposób wyrokować jaki będzie smak rodzącego się specyfiku, ani czy w ogóle dojdzie do skutku jego produkcja, ale już w tej chwili jego zapach wart był wysiłku. Na pierwszy rzut wykonałam jeden słoiczek wielkości średniej szklanki. Upakowałam w niego kilka litrów płatków, więc można powiedzieć że dokonałam drastycznego załamania przestrzeni...




Drugi zbiór, tym razem pół wiadra postanowiłam zagotować, gdyż zapytawszy, dzięcięcięm będąc, mej rodzicielki jak się robi zupy usłyszałam w odpowiedzi: umiesz zrobić rosół? No to robisz rosół i dorzucasz na co masz ochotę!
Prawem serii przyjęłam, że podobna zasadą mogę ze wszystkiego otrzymać kompot, wrzucając cokolwiek do słodkiej wody. Otrzymałam. Smak- nietypowy, aczkolwiek pozytywny. Jak mi się w zamrażarce wyprodukują kostki lodu spróbuję chyba wyzyskać go jako zimny drink.

I zasuszyć...

Róże kwieciem obsypało w tym roku obficie, o ile więc nie nadciągnie jakiś kataklizm, jeszcze sporo eksperymentów przede mną <3

Ps. Po pierwszej dobie zasyropienie dało pierwsze efekty... Efekt nazwałabym  "CHCĘ WIĘCEJ!" i zaliczyłabym do kategorii bezdyskusyjnych!!!
A wraz z nastaniem jesieni doczekałam się dorodnych owoców. Zamiast trzymać się internetowych porad, do jakich celów lepiej zbierać je w stadium twardym, a do których po przemarznięciu pozwalam im wisieć na krzaku tak długo, aż nie staną się mi niezbędne. Wyjątek stanowią owoce przeznaczone do suszenia. Tu jednak, zamiast grzecznie wrzucać je do piekarnika, ścinam całe gałęzie i do czasu wyschnięcia wsadzam do wazonu umieszczonego w suchym i przewiewnym miejscu. [byle jak najdalej od pieca kuchennego, bo herbatka z sadzą jakoś nieszczególnie trafia w me gusta].
  



środa, 25 maja 2016

Rumianek

W dniu dzisiejszym u wiedźmy pojawiły się pierwsze kwiaty rumianku tak więc kilka słów na jego temat <3
Na początek różnica między rumiankiem a rumianem, gdyż wbrew pozorom nie dla każdego jest ona w pełni oczywista. Dziadek rozróżniał po wielkości kwiatów, mamusia po liściach a na studiach powiedzieli że rumianek charakteryzuje się stożkowatym, pustym w środku dnem kwiatowym.
W sumie najistotniejsze jest że w razie pomyłki krzywda się nikomu nie stanie, więc może lećmy dalej.
Stanowisko zbioru
Rumianek to zasadniczo roślina, która lubi mieć pod górkę. Wyrośnie byle gdzie, na byle czym. Cóż jednak począć by nasze złociste koszyczki zbierane w pocie czoła nie okazały się byle jakimi?
W młodości wpojono mi, że najlepszym miejscem dla poszukiwań wolnych od oprysków kwiatów są łąki bezpośrednio przylegające do rzeki i pola rzepaku. Może kiedyś tak było, jednak po kilkunastu latach wsadziłam młodzieńcze nawyki między bajki. Nie wątpię, że surowiec z tych miejsc i tak nie będzie drastycznie gorszy od tego sklepowego, ale Wiedźmy mają wyższe standardy.
Skąd niechęć do kupnych herbatek ziołowych, zapytacie?
A, no primo -
przez kilka lat zbierałam surowce dla jednego z większych producentów. Gdy koleżanka bio-eko-cośtam zaczęła mi wychwalać, że takie ze sklepu to przynajmniej przechodzą testy laboratoryjne, osłupiałam. Oczywiście nie upieram się, że obszarpywane z kwiecia przez niektórych zbieraczy przydrożne lipy i "akacje" odstają od norm... A pokrzywa zerwana na przydrożnym rowie smakuje gorzej... Ale nie jest mi obojętny fakt, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że tak to właśnie wygląda. Nie nazywam się Max Kolonko, ale mówię jak jest.
Secundo-
Nie wszystkie ziela pochodzą ze skupu powszechnego- to oczywiście prawda. Ale... Nie mogę oczywiście podać nazwy firmy, bo zniesławienie itd... Tym niemniej jeśli zdarza się Wam czasem jechać drogą krajową nr 11/ 15, z Jarocina na północ to zapewne poczujecie ten romantyczny nastrój gdy w pewnym momencie otoczą was wonne pola rumianku. I nie będą to pola majaczące daleko na horyzoncie.
Uwaga! Uwaga! Wiedźma potrafi liczyć po łacinie dalej niż do dwóch;p
Tertio-
Rumianek jest rośliną śliczną a do tego wonną, nie tylko w okresie kwitnienia [które może rozciągnąć się nawet na kilka miesięcy] ale także części zielnych.
Co za tym idzie, bez problemu można go wysiać jako roślinę ozdobną. Wiedźma na przykład wczesną wiosną bierze słoiczek z pozostałym po zimie suszem rumiankowym i rozrzuca na rabatkach. Skala trudności - 0. Strata też niewielka, bo przechowywanie suszonych ziół powyżej dwóch lat pozbawia je pożytecznych właściwości, a również smaku.




Kolejna zaletą wysiania jest to, że rumianek każdego dnia zaoferuje nam kolejne kwiaty. Osoby zbierające surowiec po polach i łąkach zwykle wyrywając całe rośliny marnują go bardzo dużo, czyniąc jednorazowym. Dla jasności. To co widzicie na zdjęciu to całe zasoby rumianku jakimi dysponuje wiedźma. Na jedną osobę w zupełności wystarczy. Każdego dnia możemy zebrać z tych kilku krzaczków solidną garść kwiecia. Przez kilka tygodni lub miesięcy... Aaa... Zapomniałam uściślić- na jedną osobę która w rumianku zamierza się kąpać <3



Rumianek