czwartek, 26 października 2017

Paprykarz domowy (wegański)

Obiecałam przepis na paprykarz z arsenału wiedźmowej rodzicielki, zatem zdjęcie legendarnego kajeciku w dzierganej oprawie [przy okazji obrazujący na czym wiedźmie upływają długie jesienne wieczory]

Paprykarz domowy

Składniki:

- 1,5 kg pomidorów sparzonych i obranych ze skórki. Niestety z góry muszę uprzedzić, że te marketowe się nie nadają, zmieniają bowiem produkt finalny w coś na kształt zupy. Po pierwszych złych doświadczeniach zastąpiłam je własnej roboty przecierem pomidorowym, ale równie dobrze sprawdzi się koncentrat pomidorowy [jako że podane na opakowaniu stężenie wynosi 30% potrzebujemy zatem 0,5 kg koncentratu i litr wody]
-0,5kg cebuli drobno pokrojonej
-0,5 marchwi [zetrzeć na tarce]
-0,5 szklanki oleju lub oliwy
-łyżka soli
-łyżka cukru
-0,5 łyżki octu
-2 liście laurowe
-0,5 łyżeczki pieprzu mielonego / ziołowego
-łyżeczka mielonej papryki słodkiej
-szczypta [no może 3,4 szczypty] chilli
-2 woreczki ryżu


PRZYGOTOWANIE:
Ryż podgotować ok 15 minut w małej ilości wody. Dorzucić do gara razem ze wszystkimi powyższymi składnikami. Zamieszać. Dusić 45 minut, [Jeśli jednak zdecydujecie się na wersję ze świeżymi pomidorami, może być konieczne odparowanie nadmiaru wody, zatem pod koniec duszenia zdejmijcie pokrywkę]
Przełożyć do słoików. Zapasteryzować.
Oczywiście jeśli wolicie wersję tradycyjnie niewegetariańską wraz z ryżem dorzućcie 2 puszki dowolnej ryby bez ości w sosie własnym. W sensie zawartość tych puszek ;p


Koniecznie dajcie znać jak wam poszło <3






niedziela, 8 października 2017

Grzybowo

Jesienna zupa grzybowa



Przystępując do dzieła, wyjątkowo jako odpowiednie naczynie obrałam żeliwną brytfannę [nie wymaga żadnych teflonów by zapobiec przypalaniu]

Składniki:

-2 duże cebule

-kilka ziemniaków [najlepsze byłyby niskoskrobiowe, ale nie czarujmy się, to co znajdziemy w sklepach to zwykle tańsze zamienniki, czyli ziemniaki paszowe, co dla rodowitej Pyry jest nieco hańbiące. Na szczęście moje pyry nie są ze sklepu a zza stodoły ;p]

-natka pietruszki [duża garść]

-w wersji dla mięsożerców to z czego robi się rosół, w wersji dla wegeżerców kostka bulionowa szt.2

-suszone grzyby 2 solidne garści

Przygotowanie:

2 duże cebule pokroić, dusić pod przykryciem w brytfannie często mieszając do uzyskania stanu "lekkiego przypalenia" czyli koloru szczerozłotego. Dno garnka możecie dla pewności wysmarować dowolnym tłuszczem, aby nie przywierało na 150%

Ziemniaki pokroić w drobną kostkę.

Złotą cebulę [po zapachu poznacie, że to odpowiedni moment] podlać odrobiną wody [dla wege-bulionu], dusić nadal.

Pokrojone ziemniaki oraz natkę pietruszki wrzucić do brytfanny uzupełniając bulionem kilka cm powyżej poziomu składników.

Na tym etapie ja dla wygody przemieszczam brytfannę do piekarnika, gdyż w związku z sezonem grzewczym nie wymaga to dodatkowego zachodu a w szczególności mieszania, ale racjonalnie rozumując dla Was moi kochani zarezerwowałam opcję duszenia na wolnym ogniu jak najdłużej [min pół godziny] mieszając głęboko od czasu do czasu by rozgotowujące się pyrki jednak się nie przypaliły.

Gdy kostki ziemniaka prawie zupełnie się rozgotują do powstałego gęstego wywaru dorzucamy kawałek mięsa, pół łyżeczki soli i pokrojoną drobno włoszczyznę [Nie dotyczy wegeżerców ;] oraz suszone grzyby.

Dusimy kolejne pół godziny. Na koniec testujemy słoność i w razie potrzeby dosalamy

[nie czyniliśmy tego wcześniej, gdyż ziemniaki pochłaniają sól jak gąbka, stąd metoda naszych przodków na przesolona zupę - wrzucić jednego lub dwa ziemniaki i ponownie zagotować]

Zupa jest gotowa, ale jeśli dacie jej jeszcze trochę czasu by "doszła" spokojnie pod kocem [lub uchylonym piekarniku]... Na pewno nie pożałujecie <3

środa, 30 sierpnia 2017

Dynia

#Dynia 



Dostatecznie dawno nie znajdowała wiedźma czasu by urozmaicić swą dietę [dość powiedzieć, że nawet do rozpalenia ognia w piecu, ciężko się było zmotywować]

Ile jednak można jeść surowych warzyw? To nie jest pytanie retoryczne ;p Można całkiem dużo, ale prędzej czy później zatęskni się za odmianą, no to zatęskniłam. [Nie wykluczam również pośredniego wpływu "tygodnia bez wyjścia do sklepu" skutkującego głodem nikotynowym, ale powiedzmy, że apetyty dopadły mnie w sposób spontaniczny ]




Dziś postanowiłam spróbować jak smakowałyby cienkie plastry młodej [czyli takiej jeszcze bez pestek] dyni w cieście naleśnikowym z dodatkiem świeżego tymianku.



Jako uzupełnienie DIP z kwaśniej śmietany z drobno posiekaną cebulką, ziarnem słonecznika i odrobiną soli.











A na drugie danie, choć zgodnie z tradycją chyba powinno "wejść" jako pierwsze: krem z dyni. Nie nazwę tego "zupą", gdyż powstało bez dodatku wody.

Składniki to:
-mała dynia
-duża pyra [dla zagęszczenia]
-trochę masła
-pęczek natki pietruszki
-sól, szczypta chili
-kilka ząbków czosnku [chyba wolałabym cebulę, niestety na stanie nie było;]
- odrobina słodkiej śmietanki na koniec
Wszystko po rozgotowaniu zblendować.

Tak przygotowany krem oceniłabym na 4/5. Zdecydowanie zabrakło mi w nim najważniejszego - Lubczyku ;p na pewno nie zaszkodziłaby też porcja włoszczyzny, może korzeń łopianu... Ale jak na potrzebę taniego, prostego, szybkiego i sycącego obiadu... Nie zawiodła pokładanych w niej nadziei.





ps. Smakowała zdecydowanie lepiej niż danie gotowe dla niemowlaków. Takie w słoiczkach, które mają ponoć uczyć dzieci smaków ;p

Placki dyniowe z konfiturą z czarnej porzeczki

Miksujemy na jednorodną masę :

-pokrojoną dynię bez skórki
-jajko
-trochę cebulki
-mąkę [nie za dużo, jedynie na tyle by związała zbyt lejącą masę]

Smażymy na maśle. Podajemy z kwaśną konfiturą.

niedziela, 16 lipca 2017

Urodziny

Ostatnio coraz częściej na swej drodze napotyka Wiedźma ludzi niosących w sercu poczucie zmarnowanych szans i utraconego czasu... To chyba znak rozpoznawczy nowego pokolenia, gdyż od obywateli starszej daty zwykle słyszała że nie ma sytuacji bez wyjścia, a nadzieja umiera ostatnia.
Zamyśliła się wiedźma gładząc dłonią haftowany rękoma przodków, lekko już pożółkły lniany obrus na wyczekującym urodzinowych gości odrapanym stole. Cóż, obrawszy usłaną kamieniami drogę, nieroztropnie byłoby zakładać, że ani raz się na niej nie potkniesz - mruknęła do zażywającego porannej kąpieli słonecznej zwierzyńca. Zwierzyniec tylko podrapał się za uchem, mruknął, ziewnął i nie przejął się szczególnie rozterkami wiedźmy.
Nagle zza drzwi dobiegł wrzask. Wiedźma ruszyła w ich kierunku dociec przyczyny. Na progu zasiadał strojny kocur z pierwszym z urodzinowych prezentów w pysku. Krzywodzioby pisklak szarpał się okrutnie, jednak powoli dawał za wygraną. Kot był z siebie wyraźnie dumny, wszak podarował swej towarzyszce to co uznał za najlepsze.


Wiedźma przyjęła dar, wygładziła potarmoszone i oślinione pióra. Widzisz ptaszyno - mruknęła - Ty również znalazłeś się z beznadziejnym położeniu. Pierzasta kulka zaprzestała szamotaniny. Obrzuciła wiedźmę tym samym przygaszonym spojrzeniem jakie tak często obserwowała w oczach ludzi. Palce ciepłych dłoni zelżyły uścisk, a ptak poszybował ku niebu po nowy czas, nowe życie...
Kot prychnął z dezaprobatą. Wiedźma na zgodę pogłaskała go po głowie i poczęstowała tym co sama miała najlepsze. Wszak podarował jej coś wspaniałego - nadzieję.
fot. Anima Silea​
tekst: Wiedźma na swoim​

niedziela, 14 maja 2017

Szparag lekarski ( Asparagus officinalis)

Szparagów, zdaje się, nikomu przedstawiać nie trzeba... Gdybyście jednak byli ciekawi...

Sezon w pełni !

Szparagi, znane są nam głównie z półek sklepowych jako popularne sezonowo warzywo, oraz z wyjazdów zarobkowych do zachodnich sąsiadów. Wielbiciele roślin ozdobnych mogą ewentualnie kojarzyć A.plumosus, a nieco starsi czytelnicy A.Sprengera, oraz dodawane nałogowo do goździków w charakterze przybrania w czasach minionego ustroju. Szczególnie ten ostatni zapisał się w wiedźmowej pamięci czarną kartą licznych zadrapań i niejednokrotnego splatania włosów... Ale dopiero od czasu, gdy mała wiedźma poczęła głową wystawać ponad stół w szklarni :)

Wróćmy jednak do naszej odmiany konsumpcyjnej.

Poza ceną, jedną z największych zmór zjadaczy szparagów jest ich częsta łykowatość oraz niejednokrotnie gorzkawy posmak. Na uczelni wyjaśniono mi, że są to symptomy złego przechowywania, a tak po chłopsku to zwyczajnie nieświeżego produktu. Przede wszystkim, kupując szparagi, należy wybierać sprzedawców, którzy ustawili pęczki na tackach z odrobiną wody, aby nie więdły, omijać natomiast szerokim łukiem tych, którzy rzucają je na półkę jak chochoły słomy. Tyle w kwestii zakupów.

W kwestii uprawy z kolei zapamiętałam, że to białe wycina się spod powierzchni ziemi ostrym narzędziem, gdy tylko skorupa na kopczyku [wymagają obsypywania] zaczyna pękać, że zbiór na dużej plantacji odbywa się 2 razy na dobę i że szparag urośnie wszędzie, bo nie wymaga od życia prawie niczego. Szparag zielony i biały to w zasadzie to samo, z takim wyjątkiem, że potraktowany ostrym narzędziem dopiero po ujrzeniu słonka.

Jako pokrzywdzona przez szklarniowe, kolczaste łobuzy i zniechęcona doznaniami smakowymi przez długie lata stroniłam od szparagów, do czasu gdy podczas długiego spaceru skończyły mi się zapasy wody, a do cywilizacji było daleko. Natrafiłam tam na nierozwinięte łodygi zdziczałych szparagów, i ma miłość do nich rozkwitła! Nic dziwnego, wszak uchodzi za afrodyzjak [jak wszelkie jadło o kształtach fallicznych]



Przypisywane działanie:

-moczopędnie

-przeciw zaparciom

-polecane przy nadciśnieniu [asparagina]

-na potencję i libido

-w chińskiej medycynie ludowej dla poprawy stanu psychicznego i cukrzycy

-kwas foliowy [dla kobiet planujących ciążę]

-bogate źródło witamin, soli mineralnych, błonnika i antyoksydantów

-niska wartość kaloryczna - ok 20kcal




Ciekawostki:

-prażone nasiona stanowią surogat kawy

-można je zapiekać w piecu lub na grillu

-u połowy populacji powodują nieprzyjemną woń moczu [uwarunkowania genetyczne]

-w niektórych krajach uznawany za oficjalną roślinę leczniczą [np. Meksyk, Francja, Wenezuela]

W kulturze:

-Vincenzo Campi "Sprzedawczyni owoców"


-Frans Snyders "Martwa natura z owocami w wiklinowym koszu"

sobota, 15 kwietnia 2017

Zupa krem z pokrzywy i szczawiku

🐰 Jedną z największych zalet mieszkania na odludziu jest brak sklepu otwartego we wszelakie święta... To bardzo pobudza kreatywność w kuchni, szczególnie, jeśli przy okazji zrezygnowało się z posiadania lodówki i urozmaiconego suchego prowiantu. W takiej sytuacji o wiele łatwiej znaleźć motywację by rankiem zerwać się z łóżka i ruszyć w las przed deszczem.
Tyle filozofii, a w praktyce dziś na obiad zupa krem z kaszą. 
Składniki:
-pokrzywy
-szczawik zajęczy
-pół marchewki [bo królik nie chciał]
-krwawnik
-czosnek [szczypior lub ząbki]
-pietruszka [nać]
-olej roślinny
-przyprawy
[ostatnio upodobałam sobie to określenie. Zimową porą podjęłam wysiłki by ustalić co oznacza to magiczne hasło na opakowaniu; zawleczonej na Pipidówę przez odwiedzających; przyprawy do zup. Skład PRZYPRAWY podany przez producenta brzmiał z pozoru prosto: suszone warzywa (tu wymieniono), sól, przyprawy. To prawie jakby na opakowaniu pizzy napisać: skład 100% pizza. Dla mnie to dość mało precyzyjne, zatem udałam się do źródła. Niektórzy mogą na tym etapie uznać, że wiedźma się czepia... Może i się czepia, ale w skutek pewnej uciążliwej alergii, czyniącej zakupy spożywcze o wiele praco chłonniejszymi od zbieractwa. 
Uzyskanie informacji o składzie zajęło mi pół roku i zaangażowało w mailowanie ze mną chyba wszystkie działy fabryki.]
Ja zatem od razu wymienię dla Was wszystkie jak leci: lubczyk, sól, majeranek



Przygotowanie:
Drobno pokrojony czosnek podsmażamy na oleju. Pod koniec smażenia dorzucamy przyprawy i posiekaną pietruszkę. Następnie podlewamy wodą i wrzucamy wszystko pozostałe. Gotujemy kilkanaście minut, blendujemy.

SMACZNEGO ! 

niedziela, 26 marca 2017

Fachowy sprzęt

Dzisiejszy poranek przywitał Pipidówę chłodno, wręcz mroźnie. Posypał szronem całą okolicę i przepełnił wątpliwością, czy zakończenie sezonu grzewczego wraz ze schyłkiem lutego, nie było decyzją nadto brawurową. Ale nie ma co tu roztrząsać, wszak drewno się skończyło ;p
Tak czy inaczej dzięki Wiedźmie na swoim mogę z całą pewnością stwierdzić, że w stosunku do minionego roku, wiosna 2017 się nie spieszy. Na jakiej podstawie? chociażby takiej, że pokrzywa dopiero zaczyna wyrastać.
W znanej nam z minionego przednówka sytuacji niedostatku surowca, postanowiłam zaopatrzyć się w profesjonalny sprzęt do zdrowego fit i trendy gotowania na parze. Oczywiście udałam się w tym celu do mej ulubionej sieci sklepów, czyli.. do własnej graciarni skąd wydobyłam dziewiczy, bo jeszcze nierozpakowany ruszt do grilowania w kuchence mikrofalowej. Widać już przodkowie wiedźmy zakładali, że z ogniska smakuje lepiej. Następnie kilka wprawnych ruchów przecinakiem do metalu, nieco kosmetyki pilnikiem, dobór odpowiedniej średnicy gara i już możemy przystąpić do energooszczędnego gotowania [o wiele szybciej bowiem doprowadzicie do wrzenia małą ilość wody, co pozwala na przygotowanie całego posiłku, puszczając z dymem zaledwie kilka patyków]




środa, 22 marca 2017

Brzoza - Betula L.

Pąki drzew już tylko czekają by wystrzelić pełnia swej siły witalnej, a to oznacza czas żniw dla oskolników. Wiecie zapewne, że wiedźma pała szczególnym uczuciem do drzew, zatem ... Dokonawszy oceny niezbędności wspomnianych soków w mej diecie, dziś zwyczajnie opowiem Wam co nieco o Brzozach [z pominięciem ich aspektu politycznego].

Przede wszystkim brzoza to jedyne drzewo jakie wiedźmowa Mama nauczyła się nazywać po łacinie czyli Betula pendula. Ta informacja zapewne nie wywróci Waszego życia do góry nogami, ale nie da się ukryć, że jest to jeden z aspektów jaki czyni ę roślinę dla wiedźmy wyjątkową ;p
Jest to gatunek rodzimy, czyli typowy dla naszej strefy klimatycznej [za gatunki zawleczone uznaje się wszystkie jakie trafiły do Polski później niż w XVw. Granicę tych dwu kategorii wyznacza 
Kasztanowiec].
Jest to drzewo hołdujące zasadzie "Żyj szybko, umieraj młodo" czyli jedno z szybciej rosnących, kosztem krótkowieczności [max 200lat].
Produkuje ogromne ilości pyłku, które szczególnie po wiosennych ulewach możecie zaobserwować w postaci barwnych osadów na kałużach [jeśli mnie pamięć nie myli to drugim producentem o takiej wydajności jest sosna]  Nie wiem jak Wy, ale ja, jako mała wiedźma byłam święcie przekonana, że te żółte plamy dowodzą wysokiej zawartości siarki, czyli kwaśnego deszczu... Dopiero na studiach poznałam prawdę, która mną wstrząsnęła ;p Pozdrawiam wszystkich alergików.
Jest gatunkiem pionierskim. Jej nasiona do kiełkowania potrzebują światła, stąd najczęściej spotkacie ją na obrzeżach lasu. [Również na dachu kościoła, w rynnie, na murach zrujnowanego pałacu czy na poligonie...]

Znaczenie w kulturze:
-stanowiła amulet ochronny, stąd własnie z brzozowego drewna wykonywano kołyski by chronić noworodka przez złymi urokami

- w celtyckim horoskopie Druidów cechy osób urodzonych w znaku brzozy to: łagodność usposobienia, inteligencja połączona z wyobraźnią, zmysł syntezy, intuicja, fantazja.

- krzyż brzozowy a wcześniej brzoza sadzona od północnej strony grobu w celu ochronnym. Coś mi się jeszcze o uszy obiło, że zgniłe ciało stawało się drzewem, więc jeśli takowe ściąć, popłynie zeń krew... Nie sprawdzałam. Nie zamierzam.

- w rosyjskiej bani należy się okładać witkami brzozowymi, bo tak ;p

- u starożytnich Rzymian symbolizowała władzę

- była atrybutem skandynawskiej bogini Frigg

- podobno pod brzozą odbywały się obrzędy w trakcie których Słowianie prosili o płodność koni

dla Rosjan i Finów jest to podobno drzewo narodów. Nie przypadkiem jedna z najsłynniejszych ruskich wódek zwie się "Белая Берёзка" czyli w dosłownym tłumaczeniu Biała Brzózka :p

- wierzchnia warstwa kory znajduje zastosowanie w sztukach folklorystycznych do wyrobu szkatułek czy plecionych sandałów

- wiele starożytnych manuskryptów spisano na korze brzozowej 

- Zielone Świątki... Nie, to nie jest święto chrześcijańskie a ludowe. Jedyne z czym mi się kojarzą to wszystkie domy i balkony przystrojone brzozowymi gałęziami... 

- "Boże Rany"- Tradycja Wielkopolska nawiązująca do biczowania Jezusa Ch. w piątek zwany Wielkim. W wiedźmowym domu rodzinnym polegał na tym, że wczesnym rankiem Mama wyprowadzała dziatwę na wiosenne słoneczko, gdzie uskuteczniała umiarkowaną  przemoc domową przy użyciu miotły brzozowej :) Do przerwania tego procederu nie przyczyniła się ustawa o bezstresowym wychowaniu. Wcześniej dokonał tego pies Filutek, który widząc, że dziecku może dziać się krzywda dokonał pacyfikacji poprzez ugryzienie Pani domu w łydkę. [wszak nie kąsa się jedynie ręki, która karmi]. W opisach internetowych brak wzmianek o tym z jakiego drzewa miały pochodzić witki, ale skoro u wiedźmy zawsze była to miotła brzozowa, to brzozowe i basta ;p

- miotła z witek brzozowych [ po naszemu MIETLONKI ] postawiona na progu miała chronić dom przed złymi mocami lub złodziejem. Przy okazji, jeśli zdaje się wam, że każdy potrafi zrobić taką miotłę, to najpewniej tylko się Wam wydaje. Chyba, że macie na myśli każdego, kogo szkolił dziadek - partyzant ;p

W literaturze:
Jan Brzechwa "Brzoza"
Leopold Staff "Zabite drzewo""
Julian Tuwim "Rzeź brzóz"
Władysław Broniewski "Brzoza"
Adam Asnyk "Szumi w gaju brzezina"
K. Przerwa-Tetmajer "Brzozy"
J. Iwaszkiewicz "Brzezina"

Oskoła:
Oskoła
- sok brzozowy lub brzozowik. Pozyskiwana z drzew starszych niż 10 letnie, od nasłonecznionej strony pnia, najlepiej drzewa przeznaczonego do wycinki poprzez nacięcie lub nawiercenie. Ewentualnie w formie bardziej humanitarnej (preferowanej przeze mnie) z gałęzi. Stosowana w przypadku problemów z układem oddechowym, przemianą materii i jako eliksir na porost włosów. Źródło siły, witalności, urody...
[Przetestowałam na sobie. Smakuje jak woda źródlana ze szczyptą cukru. Użyta jako płukanka do włosów, sprawia, że łatwo się rozczesują, są miękkie w dotyku i pachną niczym rześki wiosenny poranek.]
- nie należy przechowywać w naczyniach z tworzyw sztucznych
- zawiera: fruktozę, sole mineralne, potas, miedź, mangan, fosfor, wapń, wit.B

Liście:
- herbatka z młodych, lepkich listków na celulit ;p
- napary/odwary w przypadku niewydolności nerek
- okłady na bóle głowy i reumatyczne
- detoksykacja [jak chyba niejednokrotnie wspominałam wszystko co moczopędne działa oczyszczająco, a większość wiosennej zieleniny zawiera substancje o tym właśnie działaniu. Chciałam nawet poszukać z jakiej grupy są to substancje, niestety trafiłam na same strony z reklamami, więc chyba bez odkurzenia notatek z wykładów się nie obędzie:( ]

Betulina:
- 30% suchej masy kory brzozowej. Do ekstrakcji używa się chloroformu, czyli metoda "na śpiocha"
- uważana za substancję leczniczą
- sprawia, że kora brzozy pali się nawet gdy jest mokra
- wpływa na biały kolor brzozowej kory

Grzyby:
- na pniu brzozowym najczęściej spotyka się Hubę
- w brzezinach [tak, tak... Brzezinka oznacza mały/młody lasek brzozowy] grzybiarze poszukują kozaków czerwonych i szarych, fotografowie natomiast okazałych muchomorów czerwonych
- pnie brzozowe stosuje się również jako podłoże do uprawy grzybów jadalnych np.pieczarek, boczniaka,  twardnika [twardziak Shiitake]

Ciekawostki:
- biała kora umożliwia brzozie przetrwanie w mroźnym klimacie [z jednej strony zapobiega pękaniu pnia, z drugiej ogranicza parowanie wody]
- jedno z najpóźniej gubiących liście drzew [bywa, że otrzymują się do grudnia]
- z kory brzozowej wycinano wkładki do butów, by ograniczyć potliwość.
- gałązki rozłożone pod łóżkiem zapewniają zdrowy, spokojny sen. Sprawdzamy? 

piątek, 10 marca 2017

Masakra pilą mechaniczną 2017

Wzbraniałam się długo przed publicznym zajęciem stanowiska w temacie nowelizacji ustawy dotyczącej wycinki drzew, gdyż niestety więksi, mądrzejsi i silniejsi ode mnie nie zdziałali jak dotąd nic. I zapewne nie zdziałają, do czasu, gdy [zgodnie z zasadami pierwotnych barbarzyńców] Wszystko co dało się zerżnąć zostanie już zerżnięte, i wielkodusznie możnowładcy powrócą do poprzedniego brzmienia przepisów, aby uspokoić nastroje społeczne i dać nam złudne poczucie małego sukcesu. A my rzecz jasna naiwnie będziemy cieszyć się z tego jak liczą się z "naszym" zdaniem. Podobnie jak w przypadku ustawy antyaborcyjnej. 


Status quo ante bellum!





Niestety ku tej zasadzie skłaniamy się dopiero grzęznąc w zgliszczach na pobojowisku.
[Oczywiście nie zakładam, że zdanie to musi podzielać każdy, stąd uznajmy "naszość" za mocno upraszczający skrót myślowy]


art. 83f,  ust. 1,pkt 3
„ drzew, których obwód pnia na wysokości 130 cm nie przekracza: a) 100 cm – w przypadku topoli, wierzb, kasztanowca zwyczajnego, klonu jesionolistnego, klonu srebrzystego, robinii akacjowej oraz platanu klonolistnego, b) 50 cm – w przypadku pozostałych gatunków drzew;”
[źródło:Dziennik ustaw RP

file:///C:/Documents%20and%20Settings/Netbook/Moje%20dokumenty/Downloads/D20162249.pdf ] 


Przecież tak naprawdę nie ustawa jest problemem a ludzie. Przecież nie wprowadzono powszechnego nakazu wycinki. To jedynie wolna wola psów spuszczonych z łańcucha. Wszak do tej pory wielokrotnie zdarzały się sytuacje, w których drzewo podlewano kwasem z akumulatora, by uschło i "nadawało" się do ścinki... Niestety w tym miejscu nie hipotetyzuję :(


Kilka lat temu toczyłam batalię o okalające teren Pipidówy pomnikowe lipy. Batalię, w którą zaangażowane były dwa największe poznańskie uniwersytety. Na początek prawdziwym szokiem było dla mnie, że urzędnik odpowiedzialny za ochronę przyrody w najbliższej jednostce administracyjnej nie odróżnia pojęć "drzewa pomnikowego" od "Pomnika przyrody". Na czym polega różnica? Pomnik przyrody nie musi być drzewem, musi za to być opatrzony stosowną tabliczką. Drzewo pomnikowe natomiast to obiekt chroniony z automatu z racji wieku, rozmiarów, gatunku lub innych cennych walorów. Np jeśli udowodnicie, że dane drzewo posadził osobiście Władymir P. w imię braterskiej przyjaźni, to wartość tego drzewa natychmiast wzrośnie,  przynajmniej do czasu, gdy powalą je czołgi. [ Żart. Polityki nie tykam] 
Tabliczka nie jest "wymagana" gdyż ludzie są dostatecznie mądrzy by widzieć, że to drzewo jest fajne - taki mniej więcej odzew uzyskałam starając się o oficjalną nietykalność wielowiekowych lip przed mą ruiną. Oczywiście wyrażony kwiecistą gwarą urzędniczą. Zatem ludzie są rozsądni i mądrzy, a nie pazerni? No tak... To z miejsca wyjaśniło mi dlaczego otacza mnie utopia. Jednak William Golding we "Władcy much" się mylił. Odbierzmy mu nobla!
Z kolei od pani profesor, zajmującej się od lat tematem wycinki drzew alejowych usłyszałam, że procedury są tak zawiłe, że walka nie ma sensu, gdyż zanim otrzymam odpowiedź o tym, że drzewo uznano za pomnik przyrody, drzewa już nie będzie. Najwyżej urzędnicy uderzą się w pierś i posypią głowy popiołem... Najpewniej drzewnym. Sami na siebie przecież grzywny nakładać nie będą. A drzewu życia to nie wróci. 

W tym roku zapanowała drzewna gorączka. Piły warkoczą od świtu do zmierzchu na każdym nawet najmniejszym skrawku prywatnej ziemi. Kolejna batalia niechybnie wisi w powietrzu, tyle że w obliczu nowych przepisów ...Ech, już ze starymi nie było wcale tak lekko. Rok temu bez zezwolenia wycięto kilkusetletnią lipę o pierśnicy 4m. Sprawa trafiła do prokuratury i... Ucichła. W tym roku wszyscy w okolicy pękają z zachwytu. "Wreszcie" mogą nagromadzić zapas opału na lata. Faktycznie. Jest super.
I żeby nie było, to nie jest tak, że jestem wrogiem wycinania drzew. Jednak wszystko należy czynić z rozmysłem. Nie jest bowiem tym samym wycięcie "niskowartościowej" topoli czy wierzby, co "drogocennej" lipy lub dębu. 

Może więc zagnajmy do ochrony drzew jakiś celebrytów? Każdy celebryta, który zgodzi się przyjechać na Pipidówę i zrobić sobie zdjęcie z wielowiekowymi lipami, może liczyć na weekend połączony z wyżywieniem w wiedźmowej Ruinie.

Na zakończenie podzielę się z Wami ostatnią ciekawostką usłyszaną z ust starego pszczelarza:
Lipa, to drzewo zaczynające miodzić dopiero po 30 latach od posadzenia. W tym roku nie liczcie zatem na urodzaj miodu lipowego :( Co najwyżej na przyszłoroczny smog...

niedziela, 12 lutego 2017

Marchewkowe burgery

Z okazji odpowiedniego dla potrzeb fotografii oświetlenia mogę wreszcie podzielić się z Wami kolejnym przepisem, tym razem na marchewkowe burgery <3


Marchewkowy burger



Kotlet:
- ugotowane na parze marchewki
- jajko
- mąka
- kaszka manna
- cebula
- majeranek
- świeży tymianek [wprost spod śniegu]


#wegetariańskieburgery
Przygotowanie:
Blendujemy jajko wraz z marchewką. Do powstałej masy dodajemy sporo majeranku oraz pokrojoną w drobna kostkę cebulę. Dosypujemy odrobinę mąki. Łyżka wykładamy na stolnicę [strasznie chciałam móc użyć tego słowa ;] posypaną kaszką manną, i formujemy (jednocześnie panierując) kotleciki. Następnie smażymy je na tłuszczu do którego dorzucamy po kilka gałązek tymianku.
Po przewróceniu na "drugą" stronę posypujemy pieczarkami i żółtym serem i smażymy aż do roztopienia.

Następnie już czysta klasyka: rozpołowione bułki umieszczamy na chwilunię w mocno rozgrzanym piekarniku, aż do ozłocenia. Dodajemy majonez, musztardę, ketchup i plasterki kiszonych ogórków, opcjonalnie jeszcze więcej cebuli [wersja na bogato dopuszcza np. pomidory, ale na chwile obecną nie szastamy tak funduszami, szczególnie, że zimowe pomidory są nieprawdziwe ;p]

piątek, 3 lutego 2017

Obcy wywiad ;p

Pamiętacie, jak w podsumowaniu minionego roku wspominałam o wywiadzie z Wiedźmą mającym ukazać się wraz z początkiem 2017? No i się pojawił. 
Historia o tyle ciekawa, że autorka to zupełnie obca dziewczyna, która zapytała pewnego reportera czy zna kogoś kto "myśli inaczej". Ten z miejsca odesłał ją na Pipidówę... 
Taka reputacja ;p
Rozmowę przeczytacie na:

http://intohumans.pl/wspolczesna-wiedzma/

"– … Będzie też kategoria „myśl inaczej” gdzie chciałabym publikować rozmowy z ludźmi, którzy nie myślą szablonowo. Na pewno znasz kogoś takiego! ?
– Znam! Skontaktuje Cię z wiedźmą!
– Wiedźmą ….???"

Koniecznie podzielcie się ze mną wrażeniami

czwartek, 26 stycznia 2017

Symbolicznie o Panie Bałwanie


BAŁWANY
Dziś zdecydowanie mniej praktycznie, a raczej rekreacyjnie. Zimowej aurze od pokoleń towarzyszy stała symbolika: ogień w kominku, grzaniec, sporty zimowe i oczywiście bałwany! Artyści prześcigają się w projektach coraz to wymyślniejszych form, tradycjonaliści wytrwale toczą klasyczne śniegowe kule. A czy zastanawialiście się kiedykolwiek nad tym skąd pochodzi pierwotna idea śniegowego stwora? Na czyj wzór i podobieństwo żeśmy je uczynili?  Postanowiłam poszukać rozwiązania tej zagadki, przy okazji dorzucając kilka ciekawostek 
Dochodzenie czas zacząć!

Niewiele osób zdaje sobie sprawę, z tego, że bałwanowi przypisany jest dzień "urodzin" przypadający na 18 stycznia. Podobno ustanowił go pewien niemiecki kolekcjoner Cornelius Grätz, założyciel dość osobliwego muzeum:
http://schneemannsammlung.de/
Niemcy zresztą uchodzą za ojczyznę Herr Bałwana [pierwsze wzmianki w źródłach pisanych pochodzą własnie z tych terenów, ale nie dam głowy za brak powiązań między tym faktem a zróżnicowania rozwoju piśmiennictwa na świecie].
Wedle jednego z średniowiecznych niemieckich wierzeń zabronionym było lepienie bałwana podczas księżycowej pełni, mogło to bowiem rozgniewać ducha zimy, a na konstruktorów sprowadzić nieszczęście i niespokojne sny.

Norwedzy bali się spoglądać na bałwany po zachodzie słońca.
Dopiero z początkiem XIX w. bałwany stały się naszymi kumplami ;p W tym okresie pojawiły się bowiem legendy, że jeśli lepiąc bałwana będziemy mieć w głowie życzenie, to z chwilą, gdy wiosenne słońce rozpuści białego łobuziaka, doczeka się ono spełnienia.
Atrybuty w stylu marchewkowego nosa i wiaderka na głowie również nie pojawiły się przypadkiem - miały wróżyć urodzaj w nadchodzącym roku. W Rumuni na bałwaniej szyi zawieszano również wianuszek czosnku, dla ochrony domowników [sami wiecie przed czym]
W Rosji z kolei mamy do czynienia z rozdzielnością płciową omawianego zjawiska na bałwana właściwego [снеговик] i śnieżną babę [снежная баба]. Wyjaśnienie tego stanu rzeczy nie ma jednak absolutnie nic wspólnego z gender, ani równouprawnieniem, a wynika z jasnego podziału zimowych duchów na demony męskie: MRÓZ, oraz żeńskie: ZAMIEĆ, ŚNIEŻYCA, ZAWIEJA. Miotła miała umożliwić tym zaklętym duchom wzlecenie do nieba, gdy najdzie je ochota ;p 



Podsumowując, wiedza na temat tego kto i po co ulepił pierwszego bałwana [o ile nie ukulał się sam podczas zejścia jakiejś pomniejszej lawiny] nie jest już osiągalna dla nam współczesnych. Najważniejsze, żeby dawał radość ;p Sprawę bałwanią uznaję za zamkniętą.

Czy ta wiedza do czegokolwiek nam się przyda? A czy wszystko musi do czegoś służyć?
Gdyby chodziły Wam po głowach jeszcze jakieś pytania na pierwszy rzut oka absurdalne - piszcie!
Takie wiedźma lubi najbardziej <3

Źródła:
http://slavyanskaya-kultura.ru/zhizn/snegovik-ot-surovogo-zimnego-duha-k-detskoi-zabave.html

wtorek, 10 stycznia 2017

"Czarcie żebro" (Cirsium oleraceum)

To, że zimowa porą wiedźma zdecydowała się pożyć przez moment "normalnie", nie uprawnia do porzucenia misji gromadzenia informacji :) W dzisiejszym odcinku jedno z moich ulubionych, równie wysoko cenionych w medycynie ludowej co za właściwości magiczne CZARCIE ŻEBRO czyli ostrożeń warzywny. Dotychczas nie opisywałam tej rośliny z banalnych, acz przykrych powodów: dawniej powszechne, obecnie stało się coraz trudniejsze do pozyskania. Aktualnie znam tylko jedno siedlisko, w dodatku pobocze drogi, zatem wraz z roztopami będę musiała sprowadzić je na swą posesję [o ile znajdę na niej stanowisko zdatne do zasiedlenia]. Wszak ani "podmokłe" ani "żyzne" nie są przymiotnikami zgodnie z prawdą oddającymi charakter przyległych do wiedźmowej ruiny włości.
Podsumowując: ostrożeń, jak na rodzimy "chwast" jest wyjątkowo wymagający i kapryśny (tako twierdzę ja, i ta opinia jako najmojsza i testowana nie podlega dyskusji z opiniami teoretyków z forów internetowych)

Kłącza i młode rośliny są jadalne [w Japonii i Indiach uprawiana jako warzywna, podobnie jak Łopian] W jednym ze swych programów wcinał ją jak sałatę Kossakowski, by zaznać życia pustelnika.

W oficjalnych źródłach czytamy, że w medycynie ludowej używany do kąpieli i pielęgnacji włosów. Działanie przeciwzapalne. Niby wszystko się zgadza, ale warto dodać, że najistotniejszą motywację do kąpieli w wywarze z tego zacnego ziela, stanowiły pobudki odległe od medycznych. Mianowicie kąpiel w czarcim żebrze, w sposób oczywisty chroni nas przed zaciotowaniem/ ociotowaniem/ złym spojrzeniem czyli najzwyczajniej skutkami uroku rzuconego w sposób mniej lub bardziej świadomy przez drugiego człowieka. Jako uczą ludowe podania przekazane wiedźmie przez nestorki rodu, człowiek "ciotujący" nie musi nawet być świadom swego zgubnego wpływu na innych, chociaż zwykle jest to osoba zawistna i zazdrosna.

A teraz sposoby zastosowania ;)
Zawieszenie suszu czarciego żebra nad drzwiami wejściowymi sprawi, że osoba nieżyczliwa domownikom będzie się czuła w gościnie niekomfortowo, w wyniku czego pospiesznie dom ów opuści nie czyniąc gospodarzom żadnej szkody.
Kąpiel w wywarze z czarciego żebra zabezpiecza przed "ociotowaniem" poprzez odbicie go do nadawcy
W sytuacji, w której poprzez swą nieostrożność już padliśmy ofiarą złego uroku, kąpiel pomaga go z nas wyciągnąć.
Jakim by zatem nie był powód zażycia wspomnianej kąpieli, bez wątpienia wasza skóra będzie wam za nią wdzięczna, gdyż ziele leczy choroby skórne i ogólnie poprawia stan naszej zewnętrznej powłoki. Zapewne nie bez znaczenia są tu jego bakterio- i grzybobójcze właściwości ;p

Okłady z roztartego ziela na stawy i kontuzje ponoć przynoszą ulgę




Odtruwające, żółciopędne, rozkurczowe... Wzmaga regenerację wątroby więc "do dna!"

Wspomaga przemianę materii (nie jestem w stanie zweryfikować, ale na pewno motywuje do pracy nerki;). W moim przypadku znacznie wspomaga również abstynencję tytoniową, ale nie jestem reprezentatywną próbą.

Ciekawostki:

-Ostrożeń w przypadku zastosowania wątrobowego wykazuje synergizm (spotęgowane współdziałanie w jednym kierunku) z ostropestem, karczochem, rzepikiem i mniszkiem.

-chemicznie: flawonoidy, inulina, garbniki

-Konie żywione sieczką z ostrożnia nabierają gładkiej i lśniącej sierści




Źródła:

[inne od wiedzy mych przodków]

-http://bialczynski.pl/czworksiag-wielki-wiary-przyrody/tom-iv-ksiega-wiedy/boskie-emanacje-i-wcielenia/boskie-kwiaty-ziola-i-ofiarne-wience/ostrozen-czarcie-zebro-i-szalwia/

Zważając, że artykuł w wikipedii to kopiuj-wklej z tej stronki, można uznać ją za popularną. Gorzej jeśli przepływ danych miał wektor przeciwny, ale wierzę, że Białczyński by mi tego nie uczynił ;p

- http://natura.wm.pl/227103,Ostrozen-warzywny-czyli-czarcie-zebro.html#axzz4UtRAaaIc

czwartek, 5 stycznia 2017

Wyzwanie "edycja zimowa"




Hmmm... W obliczu totalnej monotonii jaka wynika z unormowania wiedźmowego czasu pracy, pora na kolejne wyzwanie, czyli edycja zimowa testowania wszystkiego na sobie.

Na początek pełne badanie krwi, które ostatecznie odpowie mi na pytanie jaki wpływ, o ile w ogóle jakiś miała dieta minionego roku na stan organizmu, ale i dobry punkt wyjściowy przed następną próbą. Co i dlaczego tym razem? Otóż przed badaniem krwi lekarz zalecił przez dobę nie spożywać cukru. Łatwizna! - orzekłam - przecież ze słodyczy najchętniej wybieram schabowego! Jednak, chcąc się w pełni zastosować do polecenia lekarza, doznałam niemałego zaskoczenia. 

O ile spodziewam się dodatku sacharozy w sokach czy smakowych jogurtach [na szczęście nie muszę ich spożywać w sytuacji dostatku mych herbatek] to nie oczekiwałam jej w surówkach i innych przetworach warzywnych i rybnych. No i jak zwykle wzbudziło to mą ciekawość. A gdyby tak z równą starannością z jaką wybieram produkty nie zawierające w składzie pieprzu (zauważyliście zapewne, że w moich przepisach go nie znajdziecie? Nie jest to niedopatrzeniem a skutkiem dość absurdalnej alergii) wyeliminowała również wszystko "wzbogacone" cukrem? 



Tak też z dniem 6 stycznia 2017 rzucam palenie i cukier.

Plan minimum: 1 miesiąc

Dyspensa: Poranna, obowiązkowa kawa z miodem







A na wiosnę wracam do zbieractwa, bo to marketowe jadło jakoś już mnie nie cieszy :(



7 stycznia 2017


Po pierwszym dniu bezcukrowego wyzwania pojawiły się pierwsze trudności i dodatkowe pytania, mianowicie jaki cukier właściwie zamierzam eliminować? Sacharozę buraczaną i trzcinową? Czy może również sorbitol i inne śmiecie?

Duma we mnie ogromna. W śniadaniu nie znalazł się ani gram cukrów żadnej z powyższych kategorii [a największe zwątpienie dopadło mnie post factum spożycia chleba, wszak w nim w pierwszej kolejności powinnam spodziewać się ukrytych cukro-ninja ;P

Na szczęście po dokonaniu rozpoznania składowego chleb na zakwasie został uznany za produkt dopuszczony do spożycia.

A co na chlebek? Nazwałabym to humusem, gdyby nie pierwsze skojarzenie przyrodnika z glebą, oraz to, że uraziłabym smakoszy spod znaku humusu i falafeli.

Zastanawiałam się jednocześnie dość intensywnie nad tym czy właściwym będzie zarzucenie wiedźmy na swoim przepisami niezwiązanymi w żaden sposób ze zbieractwem. W ostatecznym rozrachunku zadecydowałam, że na blogu, wszystkie przepisy jakie zrodzą się w mej głowie na przestrzeni najbliższego miesiąca umieszczać będę w jednym zbiorczym poście, aby z jednej strony nie zaginęły, a z drugiej nie przesłoniły głównego celu przyświecającemu mej wiedźmowej aktywności.

Zatem jeszcze dziś postaram się opublikować przepis na pastę kanapkową z ciecierzycy, której nie nazwałabym humusem, ale grunt, że spotkała się z akceptacją i pochwalna recenzja moich ulubionych głodomorków <3

Zatem opowiem Wam w jaki sposób zamordowałam mój ulubiony blender :(

Pasta z ciecierzycy [wegańska]


Ugotowaną ciecierzycę i ziarna słonecznika [proporcje ok 1:1] wraz z woda od gotowania zblendowałam z kilkoma ząbkami czosnku, suszonymi pomidorami, bazylią i olejem do uzyskania w miarę jednolitej masy.
Koniec przepisu. Skala trudności:1
Smacznego.

Liczba spalonych papierosów : 0,5 sztuk. Jestem mięczakiem. Kajam się.

8 stycznia 2017
Rosół + warzywa z rosołu + wegańska zupa grochowa i kanapeczki + gorący barszczyk...
Liczba spalonych papierosów: 1 sztuka. Może pora podnieść przyjęty limit?
Dla jasności, jarskość mych posiłków jest dziełem czystego przypadku ;p

Zupa grochowa [wegańska]
Do dużego gara wrzucamy groch i ciecierzycę. Jeśli nie chciało się nam namoczyć ich dzień wcześniej to na tym etapie warto się zatrzymać i pozwolić by godzinkę [albo 2] gotowały się bez dodatku innych składników. Pozwoli to nadrobić stracone w stosunku do miękkości warzyw 24 godziny.
Gdy groch i ciecierzyca już rozmiękną dorzucamy pokrojone w kostkę warzywa [zasadniczo powinny chyba zostać rozdrobnione na tarce, ale nie dysponuje garnkami nieprzywierającymi, a ani bezustanne mieszanie,ani szorowanie przypalonych garów nie wzbudza we mnie entuzjazmu].
-pyry
-marchew
-seler
-pietruszka
-czosnek
oraz przyprawę do zup imitującą rosół, sól oraz całą masę majeranku, szczyptę cayenne [pamiętajcie, że dopiero następnego dnia nabierze mocy, więc bez przesady], kilka liści laurowych oraz kilka ziela angielskiego. Gotować kilka godzin, chyba że jesteście bardzo głodni, ale jest to jedna z tych potraw, które najlepiej smakują następnego dnia.

9 stycznia 2017
Pyry z gzikiem, i kanapeczki, czyli jasny sygnał, że Matka Chrzestna dała wałówę <3
Jogurt naturalny zmiksowany z owocami.
Liczba spalonych papierosów: 2 [coś mi nie idzie...]
Reakcje otoczenia oczywiście całkowicie pozbawione zrozumienia ;p Szczególnie kuzynka podsumowująca "Zatem powiadasz miesiąc bez cukru? Głupie" pochłaniając na mych oczach kolejną łyżkę nutelli wprost ze słoika. Żeby było jasne: nie robi to na mnie wrażenia ;p
Ale na luty juz rzuciła mi w twarz kolejną rękawicę: Kawę odstaw! Co? Że niby ja nie zdołam odstawić?

15 stycznia 2017
Po ponad tygodniu wyzwania bezcukrowego licznik dni bez cukru znów wskazuje zero. Gdzie mnie dopadł? W ciemnym zaułku składu zupki w proszku, której całkiem beztrosko zapragnęłam, nabyłam i spożyłam... Wszak raz kupionej nie wyrzucę... Pod wpływem frustracji spowodowanej tym niepowodzeniem wyżarłam cukierki sprytnie ukryte w porcelanowej kurze, popiłam kawą z cukrem i zagryzłam "kanapką" z plastra ciasta kakaowego obłożonego bananem...
Usłyszałam przy okazji: "O wszystkim doniosę Twoim czytelnikom" Nie ma potrzeby. Sama się ukorzę.
Co do badań kontrolnych, o których wspominałam z początkiem roku, to otrzymałam wyniki, i okazało się, że ani ograniczenie ilości, ani mięsności mej diety w 2016 roku nie wywołało żadnych niedoborów, a wręcz nadwyżkę żelaza. Obawiałam się srogiej krytyki ze strony lekarza, a jednak jedzenie chwastów nie szkodzi :)

W kolejnych dniach kupiłam sobie na deser czerwoną fasolkę w puszce. Lubię czasem zjeść danie rodem z dzikiego zachodu... Smak wydał mi się jakiś dziwny, zupełnie jakbym wcinała puding. Przyzwyczajona do klasycznego zestawu [warzywo, woda, sól] z niedowierzaniem zerknęłam na etykietę... Poważnie?!? Już na drugim miejscu w składzie znalazł się cukier! Poddaję się. Składam broń. Wracam do lasu :(