czwartek, 26 stycznia 2017

Symbolicznie o Panie Bałwanie


BAŁWANY
Dziś zdecydowanie mniej praktycznie, a raczej rekreacyjnie. Zimowej aurze od pokoleń towarzyszy stała symbolika: ogień w kominku, grzaniec, sporty zimowe i oczywiście bałwany! Artyści prześcigają się w projektach coraz to wymyślniejszych form, tradycjonaliści wytrwale toczą klasyczne śniegowe kule. A czy zastanawialiście się kiedykolwiek nad tym skąd pochodzi pierwotna idea śniegowego stwora? Na czyj wzór i podobieństwo żeśmy je uczynili?  Postanowiłam poszukać rozwiązania tej zagadki, przy okazji dorzucając kilka ciekawostek 
Dochodzenie czas zacząć!

Niewiele osób zdaje sobie sprawę, z tego, że bałwanowi przypisany jest dzień "urodzin" przypadający na 18 stycznia. Podobno ustanowił go pewien niemiecki kolekcjoner Cornelius Grätz, założyciel dość osobliwego muzeum:
http://schneemannsammlung.de/
Niemcy zresztą uchodzą za ojczyznę Herr Bałwana [pierwsze wzmianki w źródłach pisanych pochodzą własnie z tych terenów, ale nie dam głowy za brak powiązań między tym faktem a zróżnicowania rozwoju piśmiennictwa na świecie].
Wedle jednego z średniowiecznych niemieckich wierzeń zabronionym było lepienie bałwana podczas księżycowej pełni, mogło to bowiem rozgniewać ducha zimy, a na konstruktorów sprowadzić nieszczęście i niespokojne sny.

Norwedzy bali się spoglądać na bałwany po zachodzie słońca.
Dopiero z początkiem XIX w. bałwany stały się naszymi kumplami ;p W tym okresie pojawiły się bowiem legendy, że jeśli lepiąc bałwana będziemy mieć w głowie życzenie, to z chwilą, gdy wiosenne słońce rozpuści białego łobuziaka, doczeka się ono spełnienia.
Atrybuty w stylu marchewkowego nosa i wiaderka na głowie również nie pojawiły się przypadkiem - miały wróżyć urodzaj w nadchodzącym roku. W Rumuni na bałwaniej szyi zawieszano również wianuszek czosnku, dla ochrony domowników [sami wiecie przed czym]
W Rosji z kolei mamy do czynienia z rozdzielnością płciową omawianego zjawiska na bałwana właściwego [снеговик] i śnieżną babę [снежная баба]. Wyjaśnienie tego stanu rzeczy nie ma jednak absolutnie nic wspólnego z gender, ani równouprawnieniem, a wynika z jasnego podziału zimowych duchów na demony męskie: MRÓZ, oraz żeńskie: ZAMIEĆ, ŚNIEŻYCA, ZAWIEJA. Miotła miała umożliwić tym zaklętym duchom wzlecenie do nieba, gdy najdzie je ochota ;p 



Podsumowując, wiedza na temat tego kto i po co ulepił pierwszego bałwana [o ile nie ukulał się sam podczas zejścia jakiejś pomniejszej lawiny] nie jest już osiągalna dla nam współczesnych. Najważniejsze, żeby dawał radość ;p Sprawę bałwanią uznaję za zamkniętą.

Czy ta wiedza do czegokolwiek nam się przyda? A czy wszystko musi do czegoś służyć?
Gdyby chodziły Wam po głowach jeszcze jakieś pytania na pierwszy rzut oka absurdalne - piszcie!
Takie wiedźma lubi najbardziej <3

Źródła:
http://slavyanskaya-kultura.ru/zhizn/snegovik-ot-surovogo-zimnego-duha-k-detskoi-zabave.html

wtorek, 10 stycznia 2017

"Czarcie żebro" (Cirsium oleraceum)

To, że zimowa porą wiedźma zdecydowała się pożyć przez moment "normalnie", nie uprawnia do porzucenia misji gromadzenia informacji :) W dzisiejszym odcinku jedno z moich ulubionych, równie wysoko cenionych w medycynie ludowej co za właściwości magiczne CZARCIE ŻEBRO czyli ostrożeń warzywny. Dotychczas nie opisywałam tej rośliny z banalnych, acz przykrych powodów: dawniej powszechne, obecnie stało się coraz trudniejsze do pozyskania. Aktualnie znam tylko jedno siedlisko, w dodatku pobocze drogi, zatem wraz z roztopami będę musiała sprowadzić je na swą posesję [o ile znajdę na niej stanowisko zdatne do zasiedlenia]. Wszak ani "podmokłe" ani "żyzne" nie są przymiotnikami zgodnie z prawdą oddającymi charakter przyległych do wiedźmowej ruiny włości.
Podsumowując: ostrożeń, jak na rodzimy "chwast" jest wyjątkowo wymagający i kapryśny (tako twierdzę ja, i ta opinia jako najmojsza i testowana nie podlega dyskusji z opiniami teoretyków z forów internetowych)

Kłącza i młode rośliny są jadalne [w Japonii i Indiach uprawiana jako warzywna, podobnie jak Łopian] W jednym ze swych programów wcinał ją jak sałatę Kossakowski, by zaznać życia pustelnika.

W oficjalnych źródłach czytamy, że w medycynie ludowej używany do kąpieli i pielęgnacji włosów. Działanie przeciwzapalne. Niby wszystko się zgadza, ale warto dodać, że najistotniejszą motywację do kąpieli w wywarze z tego zacnego ziela, stanowiły pobudki odległe od medycznych. Mianowicie kąpiel w czarcim żebrze, w sposób oczywisty chroni nas przed zaciotowaniem/ ociotowaniem/ złym spojrzeniem czyli najzwyczajniej skutkami uroku rzuconego w sposób mniej lub bardziej świadomy przez drugiego człowieka. Jako uczą ludowe podania przekazane wiedźmie przez nestorki rodu, człowiek "ciotujący" nie musi nawet być świadom swego zgubnego wpływu na innych, chociaż zwykle jest to osoba zawistna i zazdrosna.

A teraz sposoby zastosowania ;)
Zawieszenie suszu czarciego żebra nad drzwiami wejściowymi sprawi, że osoba nieżyczliwa domownikom będzie się czuła w gościnie niekomfortowo, w wyniku czego pospiesznie dom ów opuści nie czyniąc gospodarzom żadnej szkody.
Kąpiel w wywarze z czarciego żebra zabezpiecza przed "ociotowaniem" poprzez odbicie go do nadawcy
W sytuacji, w której poprzez swą nieostrożność już padliśmy ofiarą złego uroku, kąpiel pomaga go z nas wyciągnąć.
Jakim by zatem nie był powód zażycia wspomnianej kąpieli, bez wątpienia wasza skóra będzie wam za nią wdzięczna, gdyż ziele leczy choroby skórne i ogólnie poprawia stan naszej zewnętrznej powłoki. Zapewne nie bez znaczenia są tu jego bakterio- i grzybobójcze właściwości ;p

Okłady z roztartego ziela na stawy i kontuzje ponoć przynoszą ulgę




Odtruwające, żółciopędne, rozkurczowe... Wzmaga regenerację wątroby więc "do dna!"

Wspomaga przemianę materii (nie jestem w stanie zweryfikować, ale na pewno motywuje do pracy nerki;). W moim przypadku znacznie wspomaga również abstynencję tytoniową, ale nie jestem reprezentatywną próbą.

Ciekawostki:

-Ostrożeń w przypadku zastosowania wątrobowego wykazuje synergizm (spotęgowane współdziałanie w jednym kierunku) z ostropestem, karczochem, rzepikiem i mniszkiem.

-chemicznie: flawonoidy, inulina, garbniki

-Konie żywione sieczką z ostrożnia nabierają gładkiej i lśniącej sierści




Źródła:

[inne od wiedzy mych przodków]

-http://bialczynski.pl/czworksiag-wielki-wiary-przyrody/tom-iv-ksiega-wiedy/boskie-emanacje-i-wcielenia/boskie-kwiaty-ziola-i-ofiarne-wience/ostrozen-czarcie-zebro-i-szalwia/

Zważając, że artykuł w wikipedii to kopiuj-wklej z tej stronki, można uznać ją za popularną. Gorzej jeśli przepływ danych miał wektor przeciwny, ale wierzę, że Białczyński by mi tego nie uczynił ;p

- http://natura.wm.pl/227103,Ostrozen-warzywny-czyli-czarcie-zebro.html#axzz4UtRAaaIc

czwartek, 5 stycznia 2017

Wyzwanie "edycja zimowa"




Hmmm... W obliczu totalnej monotonii jaka wynika z unormowania wiedźmowego czasu pracy, pora na kolejne wyzwanie, czyli edycja zimowa testowania wszystkiego na sobie.

Na początek pełne badanie krwi, które ostatecznie odpowie mi na pytanie jaki wpływ, o ile w ogóle jakiś miała dieta minionego roku na stan organizmu, ale i dobry punkt wyjściowy przed następną próbą. Co i dlaczego tym razem? Otóż przed badaniem krwi lekarz zalecił przez dobę nie spożywać cukru. Łatwizna! - orzekłam - przecież ze słodyczy najchętniej wybieram schabowego! Jednak, chcąc się w pełni zastosować do polecenia lekarza, doznałam niemałego zaskoczenia. 

O ile spodziewam się dodatku sacharozy w sokach czy smakowych jogurtach [na szczęście nie muszę ich spożywać w sytuacji dostatku mych herbatek] to nie oczekiwałam jej w surówkach i innych przetworach warzywnych i rybnych. No i jak zwykle wzbudziło to mą ciekawość. A gdyby tak z równą starannością z jaką wybieram produkty nie zawierające w składzie pieprzu (zauważyliście zapewne, że w moich przepisach go nie znajdziecie? Nie jest to niedopatrzeniem a skutkiem dość absurdalnej alergii) wyeliminowała również wszystko "wzbogacone" cukrem? 



Tak też z dniem 6 stycznia 2017 rzucam palenie i cukier.

Plan minimum: 1 miesiąc

Dyspensa: Poranna, obowiązkowa kawa z miodem







A na wiosnę wracam do zbieractwa, bo to marketowe jadło jakoś już mnie nie cieszy :(



7 stycznia 2017


Po pierwszym dniu bezcukrowego wyzwania pojawiły się pierwsze trudności i dodatkowe pytania, mianowicie jaki cukier właściwie zamierzam eliminować? Sacharozę buraczaną i trzcinową? Czy może również sorbitol i inne śmiecie?

Duma we mnie ogromna. W śniadaniu nie znalazł się ani gram cukrów żadnej z powyższych kategorii [a największe zwątpienie dopadło mnie post factum spożycia chleba, wszak w nim w pierwszej kolejności powinnam spodziewać się ukrytych cukro-ninja ;P

Na szczęście po dokonaniu rozpoznania składowego chleb na zakwasie został uznany za produkt dopuszczony do spożycia.

A co na chlebek? Nazwałabym to humusem, gdyby nie pierwsze skojarzenie przyrodnika z glebą, oraz to, że uraziłabym smakoszy spod znaku humusu i falafeli.

Zastanawiałam się jednocześnie dość intensywnie nad tym czy właściwym będzie zarzucenie wiedźmy na swoim przepisami niezwiązanymi w żaden sposób ze zbieractwem. W ostatecznym rozrachunku zadecydowałam, że na blogu, wszystkie przepisy jakie zrodzą się w mej głowie na przestrzeni najbliższego miesiąca umieszczać będę w jednym zbiorczym poście, aby z jednej strony nie zaginęły, a z drugiej nie przesłoniły głównego celu przyświecającemu mej wiedźmowej aktywności.

Zatem jeszcze dziś postaram się opublikować przepis na pastę kanapkową z ciecierzycy, której nie nazwałabym humusem, ale grunt, że spotkała się z akceptacją i pochwalna recenzja moich ulubionych głodomorków <3

Zatem opowiem Wam w jaki sposób zamordowałam mój ulubiony blender :(

Pasta z ciecierzycy [wegańska]


Ugotowaną ciecierzycę i ziarna słonecznika [proporcje ok 1:1] wraz z woda od gotowania zblendowałam z kilkoma ząbkami czosnku, suszonymi pomidorami, bazylią i olejem do uzyskania w miarę jednolitej masy.
Koniec przepisu. Skala trudności:1
Smacznego.

Liczba spalonych papierosów : 0,5 sztuk. Jestem mięczakiem. Kajam się.

8 stycznia 2017
Rosół + warzywa z rosołu + wegańska zupa grochowa i kanapeczki + gorący barszczyk...
Liczba spalonych papierosów: 1 sztuka. Może pora podnieść przyjęty limit?
Dla jasności, jarskość mych posiłków jest dziełem czystego przypadku ;p

Zupa grochowa [wegańska]
Do dużego gara wrzucamy groch i ciecierzycę. Jeśli nie chciało się nam namoczyć ich dzień wcześniej to na tym etapie warto się zatrzymać i pozwolić by godzinkę [albo 2] gotowały się bez dodatku innych składników. Pozwoli to nadrobić stracone w stosunku do miękkości warzyw 24 godziny.
Gdy groch i ciecierzyca już rozmiękną dorzucamy pokrojone w kostkę warzywa [zasadniczo powinny chyba zostać rozdrobnione na tarce, ale nie dysponuje garnkami nieprzywierającymi, a ani bezustanne mieszanie,ani szorowanie przypalonych garów nie wzbudza we mnie entuzjazmu].
-pyry
-marchew
-seler
-pietruszka
-czosnek
oraz przyprawę do zup imitującą rosół, sól oraz całą masę majeranku, szczyptę cayenne [pamiętajcie, że dopiero następnego dnia nabierze mocy, więc bez przesady], kilka liści laurowych oraz kilka ziela angielskiego. Gotować kilka godzin, chyba że jesteście bardzo głodni, ale jest to jedna z tych potraw, które najlepiej smakują następnego dnia.

9 stycznia 2017
Pyry z gzikiem, i kanapeczki, czyli jasny sygnał, że Matka Chrzestna dała wałówę <3
Jogurt naturalny zmiksowany z owocami.
Liczba spalonych papierosów: 2 [coś mi nie idzie...]
Reakcje otoczenia oczywiście całkowicie pozbawione zrozumienia ;p Szczególnie kuzynka podsumowująca "Zatem powiadasz miesiąc bez cukru? Głupie" pochłaniając na mych oczach kolejną łyżkę nutelli wprost ze słoika. Żeby było jasne: nie robi to na mnie wrażenia ;p
Ale na luty juz rzuciła mi w twarz kolejną rękawicę: Kawę odstaw! Co? Że niby ja nie zdołam odstawić?

15 stycznia 2017
Po ponad tygodniu wyzwania bezcukrowego licznik dni bez cukru znów wskazuje zero. Gdzie mnie dopadł? W ciemnym zaułku składu zupki w proszku, której całkiem beztrosko zapragnęłam, nabyłam i spożyłam... Wszak raz kupionej nie wyrzucę... Pod wpływem frustracji spowodowanej tym niepowodzeniem wyżarłam cukierki sprytnie ukryte w porcelanowej kurze, popiłam kawą z cukrem i zagryzłam "kanapką" z plastra ciasta kakaowego obłożonego bananem...
Usłyszałam przy okazji: "O wszystkim doniosę Twoim czytelnikom" Nie ma potrzeby. Sama się ukorzę.
Co do badań kontrolnych, o których wspominałam z początkiem roku, to otrzymałam wyniki, i okazało się, że ani ograniczenie ilości, ani mięsności mej diety w 2016 roku nie wywołało żadnych niedoborów, a wręcz nadwyżkę żelaza. Obawiałam się srogiej krytyki ze strony lekarza, a jednak jedzenie chwastów nie szkodzi :)

W kolejnych dniach kupiłam sobie na deser czerwoną fasolkę w puszce. Lubię czasem zjeść danie rodem z dzikiego zachodu... Smak wydał mi się jakiś dziwny, zupełnie jakbym wcinała puding. Przyzwyczajona do klasycznego zestawu [warzywo, woda, sól] z niedowierzaniem zerknęłam na etykietę... Poważnie?!? Już na drugim miejscu w składzie znalazł się cukier! Poddaję się. Składam broń. Wracam do lasu :(