niedziela, 29 maja 2016

Leczy raka w 48 godzin

Na ile się orientuję większość z Nas należy do grup facebookowych o podobnej tematyce, stąd zdecydowałam się wypowiedzieć w pewnej budzącej mą irytację sprawie.
Bez wątpienia w ostatnich tygodniach wielokrotnie natknęliście się na artykuł o herbatce z korzeni mniszka która leczy raka w 48 godzin... Coś jak wirus darmowych doładowań spamujący tablice Waszych znajomych.
W komentarzach często widzę rozpływanie się w zachwycie nad artykułem frondy, znanej jako... Dobrze, opinie na temat frondy zachowam dla siebie. 
Nie jestem naukowcem, ale kilka lat spędziłam w laboratoriach z roślinkami. Nauczono mnie tam sceptycyzmu. Wiecie jednak doskonale jak odległa jestem od powściągliwości w testowaniu najróżniejszych ciekawostek z kategorii "zioła".




Nie wolno mi oczywiście w sposób dosłowny wykrzyczeć, że zawarte tam informacje to kłamstwo, gdyż byłoby to karygodne nadużycie waszego zaufania. Chciałabym jednak skłonić Was do dyskusji w tym temacie, i indywidualnych przemyśleń, gdyż komentowanie każdego z udostępnień tegoż artykułu z osobna pochłonęłoby większą część mego i tak limitowanego w okresie wiosenno-letnim czasu.
Tak więc na początek zadałam pytanie o bezpośrednie źródło informacji, jakiś odnośnik do wyników badań naukowych czy coś... Teksty źródłowe nie są jednak silna strona frondy.
Po drugie należałoby wyjaśnić ludziom różnice między faktyczną terapią a suplementacją... Mam nadzieję że Wy, moi kochani znacie te subtelną różnicę.
W jednym z wrzuconych komentarzy zaproponowałam wpisanie w wyszukiwarce hasła "roślina, która leczy raka" i przeanalizowanie wyników. Sama oczywiście uprzednio wykonałam własne polecenie. Nie wątpię, że również podejmiecie się tego eksperymentu. Jeśli wpiszecie "powoduje raka" wyniki będą równie olśniewające.
Pozwolicie, że zademonstruję wam ten mechanizm...
Posłużę się autorskim przykładem. Jeśli napisałabym artykuł "Badania wykazały, że większość osób pijących wodę nie choruje na raka" mógłby to być artykuł prawdziwy. Nie muszę wszak doprecyzowywać, czy były to badania laboratoryjne czy statystyczne. Nie koniecznie uwzględniłabym w nim wiek badanych, ani to czy w przyszłości dopadnie ich choroba nowotworowa. Faktem jednak jest, że przy bezkrytycznym podejściu do tekstu w głowie czytelnika może pojawić się delikatne poczucie, że picie wody może pozytywnie wpłynąć na zmniejszenie ryzyka zapadalności na tą przypadłość, nieprawdaż? 
To oczywiście abstrakcyjny przykład. Mogłabym równie dobrze napisać, że tlen Nas zabija, na co akurat jest masa dowodów naukowych, nie stojących w żaden sposób w sprzeczności z życiową prawda o tym, że brak tlenu zabija szybciej...
W latach 90' gdy rozwinęła się diagnostyka nowotworów w mediach sporo było reklam [tak, reklam w rozumieniu komercyjnym] specyfików z kaktusa i liany stosowanych przez indiańskie plemiona, który leczy raka, jakiejś roślinki z dalekiej afryki o podobnym działaniu... Gdzie tkwi haczyk? Były to czasy gdy ludzie przerażeni skalą występowania nowej choroby cywilizacyjnej histerycznie wręcz poszukiwali panaceum, a że popyt kreuje podaż, jak grzyby po deszczu wyrosły zadowalające ich oferty. Ludzie owej dekady byli również zafascynowani wszystkim co zagraniczne, odległe i egzotyczne...
W bieżącej dekadzie zapanowała niekwestionowana moda na powrót do korzeni. Zgłębianie zastosowań rodzimej flory. I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki napłynęła kolejna fala ofert, bazujących już na lokalnych roślinach.
Dlaczego tak strasznie mnie to wzburza? Może dlatego, że o ile pałam głęboką miłością do świata, to jeśli czegokolwiek nienawidzę i mam w pogardzie, to jest to wyzysk ludzkiej naiwności i bezradności. 
Aby nie pozostać gołosłowną - wiem do czego jest zdolna rodzina człowieka chorego na raka. Wiem, że nie ma takiej drogi, na którą nie wkroczy tylko po to by uratować bliską sercu osobę i że nie będzie zważała na koszty. Niestety w ten sposób stają się łatwymi potencjalnymi ofiarami wyzysku. 
Tak samo rozbudzając w chorym złudne nadzieje kolejnymi złotymi środkami możemy wyrządzić mu więcej krzywdy niż pożytku. O ile autosugestia ma potężną moc, to nie można zapominać, że liczne próby nie przynoszące efektu wprowadzają człowieka w stan całkowitego poczucia beznadziei.
Nie wolno pozwolić na mydlenie tym ludziom oczu cudownymi środkami!!!
Ten post doczeka się zapewne kontynuacji, gdy tylko czas mi na to pozwoli. Nie chcę burzyć Waszej wiary w cudowną moc ziół, bo sama podzielam zaufanie do terapii naturalnych, ale chciałabym jednocześnie uchronić Was przed popadaniem w którąkolwiek ze skrajności [czyli hurra-entuzjazmu czy też sceptycyzmu]
Nie chcę też budzić w Was języka nienawiści, ale mam jedną wielką prośbę:
GDY NATRAFIACIE NA TEN ARTYKUŁ PROŚCIE UPARCIE W KOMENTARZACH O PODANIE LINKU DO TEKSTU ŹRÓDŁOWEGO!!!
Tylko tyle i aż tyle, aby przynajmniej osobom dokonujących takich bezkrytycznych udostępnień zasugerować głębsze poszukiwanie
prawdy.
A jeśli autor będzie miał jakieś zastrzeżenia, bez namysłu odsyłajcie go do tego posta lub bezpośrednio do mnie. Ja nie lękam się konfrontacji na argumenty.

Pełna troski- Wasza Wiedźma
<3

5 komentarzy:

  1. Nie uwierzysz: szukalem w sieci tlumaczenia dialogu Numernabisa z Marnym Popisem, gdy przed walka mowia cos do siebie po chinsku (Asterix i Obelix "Misja Kleopatra").
    Ale - ad rem.
    Jedyne sensowne podejscie do nauki, w tym i do medycyny, to EBM. Evidence based medicine czyli medycyna oparta na faktach. Odpowiednio skonstruowane proby (tak zwane podwojnie zaslepione; ani oceniajacy efekt dzialania leku ani sam pacjent nie wiedza co zostalo podane, lek czy placebo) i statystyka - tego potrzebujemy zeby stwierdzic czy dany lek/metoda sa skuteczne czy nie. Natomiast wszelkie "cuda" sa dokladnie cudami: zdarzyly sie raz, Bog raczy wiedziec dlaczego.

    OdpowiedzUsuń
  2. (a wiesz może co oni do siebie mówią?)

    OdpowiedzUsuń