niedziela, 22 maja 2016

Pinus - Syrop z szyszek sosnowych

Syrop sosnowy cz. 2 - czyli z szyszek.
Zasada produkcji nie różni się znacząco od tej z pędów. Tak myślę, chociaż nie mam ku temu żadnych poważnych przesłanek. Zwyczajnie Wiedźma wychodzi z założenia, że niemal wszystko da się przerobić na alkohol, zakisić lub zasyropić. 

Dla wygody rozdrobniłam szyszki. Po kilku dniach na parapecie mogę wreszcie dokonać porównania obydwu syropów. 
Smakują w zasadzie tak samo. Szyszki puszczają sok szybciej niż pędy. Syrop z szyszek nie wymaga filtrowania, jest więc wygodniejszy w dalszym użyciu. Jedynie pozyskanie szyszek przysparza nieco więcej trudności niż pędów, ale też nie skleja paluszków na długie dni...
Tak więc wybór należy do Was. Który ze specyfików celniej trafi w Wasze gusta?



syrop z sosny
A gdy już dokonamy porównania syropu z pędów oraz szyszek, możemy posunąć się jeszcze o krok dalej i po doświadczeniach z szyszkami majowymi [drobnymi kuleczkami] zaczekać na szyszki czerwcowe- większe i łatwiejsze do wypatrzenia wśród gałęzi. Ja pozwoliłam sobie dodatkowo jedną z porcji zalać na moment wrzątkiem, z czystej ciekawości jak ten manewr wpłynie na końcowy efekt syropienia.

Kompot i napój gazowany z szyszek sosny
Jak wspomniałam, jedną z porcji szyszek przeznaczonych na syrop uprzednio sparzyłam wrzątkiem dla porównania efektów. Efekty widoczne są już po kilkunastu godzinach. O ile pierwsze z tradycyjnie zasyropianych puściły w ciągu jednego dnia cały słoiczek syropu, o tyle te w gorącej wodzie kąpane, nie przejawiały podobnych skłonności. Ale przecież to jeszcze nie oznacza pełnej klęski eksperymentu. Zagotowałam wodę, zalałam jak to zwykłam czynić w przypadku kompotów i zakręcone szczelnie pozostawiłam na noc. A że czekanie nie jest mą najmocniejszą stroną, już z ranka pognałam do sklepu po wodę gazowaną...
Napój orzeźwiający, lekko kwaskowaty. 



Kompot i napój gazowany z sosny


Tak to sobie wymyśliłam - misja zakończona sukcesem <3

Ps. Pomyślałam, że przy okazji dorzucę Wam w bonusie drobne ułatwienie dla tych, którym zdarza się zapomnieć o użyciu rękawiczek do obróbki tych lepkich łobuzów. Rozpuszczalnik do farb olejnych całkowicie usunie z waszych łapek żywiczne plany, no a mydło ostatecznie rozprawi się z tłustymi i drażniącymi zapachem pozostałościami rozpuszczalnika.
 Teraz już nie macie żadnej wymówki przed ruszeniem na zbiory :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz