Mydlnica lekarska i mydlnica perska to dość popularne chwasty z rodziny goździkowatych. Nazwa nie jest przypadkowa. Dziś spróbujemy otrzymać z niej [podobno] znakomity i uniwersalny detergent :)
Źródła wspominają co prawda o zastosowaniach leczniczych, ale są na tyle lakoniczne, że poprzestaniemy na zastosowaniu zewnętrznym. W kosmetyce korzeń mydlnicy znajduje zastosowanie w produkcji past do zębów, szamponów i maseczek. W ogrodach naturalistycznych jako roślina rabatowa.
Ciekawostki:
-Dawniej odwar stosowano do prania jedwabi i delikatnych tkanin
-plemiona pierwotne używały nasion mydlnicy do zatruwania ryb w trakcie łowów
-wytwarzano z niej mydlik do odtłuszczania wełny
-dawniej doustnie jako odtrutkę po ukąszeniu węży [nie znam się, nie jestem ofiologiem ;]
-wyciąg z mydlnicy jest używany do przyprawiania chałwy
Jeden z poradników surwiwalowych sugeruje mi, że do doraźnego użycia nadają się liście ugniecione z wodą. Może za słabo ugniatałam lub woda deszczowa była zbyt miękka, ale żadnej pianki nie udało mi się z nich wydobyć. do tego skóra dłoni pozostała wysuszona i nieprzyjemna w dotyku.
Testuję zatem dalej!
Oczyszczony korzeń rozdrobniłam. Zapach praktycznie identyczny jak surowego, obranego ze skórki buraka.
Obiera się łatwo i kompletnie nie przeszkadza mi, że w opisie rośliny miały być kłącza. W sumie w jednym znalazłam sformułowanie kłącza i korzenie, ale żadnej wizualizacji nie załączono. No to sama sobie wizualizuję!
Test odwaru z korzenia przebiegł pomyślnie. Rzeczywiście się pieni, choć powiedziałabym, że symbolicznie. Może powinnam użyć wody ze świętego źródełka na górze Pektu-san? A może lepiej przyjąć, że zwyczajnie za mało przyniosłam ziela, a w większym stężeniu daje radę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz